Upalny dzień w Los Angeles. Dzień jak co dzień. Dzieci były w szkole, a ja - samotna matka - siedziałam na balkonie opalając się. Słońce prażyło tak niemiłosiernie, że nie mogłam dłużej siedzieć na leżaku, jak homar na patelni. Zawinęłam się stamtąd i poszłam pod prysznic. Rozebrałam się i odkręciłam kurek z zimną wodą. Woda nie poleciała. Czy coś było nie tak? Zakręciłam go i spróbowałam jeszcze raz. I nic. Tak samo spróbowałam z gorącą wodą. Bez skutku. Poszłam do kuchni i odkręciłam kran. Czyżby jakaś awaria? Ubrałam się w spódniczkę i bluzkę na ramiączka, i poszłam do sąsiadki. Zapukałam do drzwi, a tam otworzyła mi Ally.
- Cześć, skarbie.
Nie ma u mnie wody, u ciebie też? - zapytałam.
- Wiesz co, nawet
nie wiem. Poczekaj chwilkę - przyjaciółka oddaliła się na chwilę.
Po minucie wróciła.
- Jest. Leci i
ciepła, i zimna. Może znów masz awarię jak w zeszłym miesiącu?
- A ten hydraulik
zapewniał mnie, że jest dobrze - prychnęłam.
- Wiesz jak to
jest... - zwątpiła Ally.
- Tak, tak wiem.
Cóż, muszę zadzwonić po jakiegoś majstra. Dzięki za pomoc, do zobaczenia -
pożegnałam się.
- Cześć - kobieta
uśmiechnęła się i zamknęła drzwi.
Poszłam do domu
wkurzona. To już trzeci raz w tym roku. To mieszkanie po rodzicach nie było
dobrym pomysłem - pomyślałam. Chwyciłam za telefon i wystukałam w nim numer.
Kiedy wreszcie raczyli odebrać, wytłumaczyłam o co chodzi i podałam adres
mojego domu. Miałam nadzieję, że tym razem nie przyślą do mnie jakieś przymuła,
który pracował pierwszy tydzień.
Po 20 minutach
oczekiwania, zjawił się u mnie ów hydraulik. Otworzyłam grzecznie drzwi, a w
progu ujrzałam wysokiego mężczyznę. Kilkudniowy zarost, muskuły widoczne zza
rękawa białej koszulki, ktora w części była zasłonięta robotniczymi
ogrodniczkami w kolorze zgniłej zieleni. W lewej ręce trzymał czerwoną skrzynkę
z narzędziami. Bob Budowniczy bez kasku i w przystojniejszym wydaniu.