środa, 1 lipca 2015

Porwana i porywacz - inna prawda

*James*

Mijały miesiące, a ja starałem się zapomnieć o Nicole. Z mieszkania wychodziłem tylko po wódkę. Tylko ty mnie rozumiesz moja wódeczko. Od zniknięcia Nicole, moje dni toczyły się cały czas w takim samym rytmie. Chlanie, utrata przytomności, pobudka i znowu chlanie. Między chlaniem, a chlaniem zdarzało mi się, że wpuściłem do mieszkania Matta, który liczył, że swoimi głupimi pomysłami wyciągnie mnie z dna, którego sięgnąłem. Dziś nie było inaczej. Obudziłem się na podłodze, w kałuży swoich rzygów. Usiadłem i rozejrzałem się za czymś do picia. Pod ręką była tylko do połowy opróżniona butelka wódki. Nie zastanawiając się długo, sięgnąłem po nią i wypiłem duszkiem. Stężenie procentów zaparło mi na chwilę dech. Wielkimi haustami łapałem powietrze, a w oczach miałem łzy. Kiedy wreszcie przełyk przestał mnie palić, otarłem twarz w brudną koszulkę, którą miałem na sobie. Nagle zabolała mnie głowa. Czułem jakby ktoś stukał mi młotkiem w czaszkę. Zaraz. Przecież to pukanie do drzwi. Ja pierdolę, to na pewno Matt. Próbując wstać, poślizgnąłem się na rzygach, w których leżałem i jebnąłem zwłokami w stolik.
Kant stolika perfidnie wycelował w krocze. Ból zupełnie mnie otrzeźwił. Zgięty w pół, doczłapałem się do drzwi. Przekręciłem tylko zamek i powoli wróciłem na kanapę. Matt jak zwykle wparował do mieszkania, jak tylko usłyszał, że szczęknął zamek.
- Kurwa, James, co tak śmierdzi? Zdechło tu coś? – zapytał, zasłaniając sobie nos koszulką i próbując nie zwymiotować, na i tak już obrzygany dywan.
- A żebyś wiedział, że zdechło. – burknąłem
- Z tego smrodu łzawią mi oczy i kiepsko widzę, ale wydaje mi się, że coś zaczęło się rozkładać na twojej kanapie. O ile to jest kanapa, bo wygląda i śmierdzi jak kupa gnoju. Zresztą podobnie jak ty.
- Po coś tu znowu przylazł? – zapytałem nieźle już poirytowany
- Ktoś musi z tobą zrobić porządek.
- Przyłazisz tu prawie codziennie z tym samym zamiarem i jakoś ci to nie wychodzi.
- W zasadzie to przychodzę sprawdzić czy jeszcze zżyjesz.
- Sprawdziłeś już, więc spierdalaj.
- James, który to już miesiąc? To prawdziwy cud, że jeszcze żyjesz. – powiedział Matt i usiadł na w miarę czystym fotelu, naprzeciwko kanapy, na której dogorywałem.
- Nagle zrobiłeś się taki wierzący?
- Nie trzeba wierzyć w Boga, żeby wiedzieć, że taki styl życia szybko doprowadza do śmierci.
Nic nie odpowiedziałem, tylko gapiłem się w plamę na oparciu kanapy. Wyglądała jak krew, albo jak plama z wina. Przecież nie piłem wina. Więc to musi być krew. Ale czyja? Moja? Może z nosa mi leciała.
- James, posłuchaj mnie. – kontynuował Matt, nie zważając, że mam w dupie to co do mnie mówi. – Rozumiem, że Nicole była pierwszą kobietą, w której się zakochałeś, od czasów… no wiesz…  - zamilkł na chwilę, myśląc zapewne czy powinien dołować mnie wzmianką o Emily.
Emily. To przez nią zmieniło się całe moje życie. Byłem w niej zakochany jak głupi. Gdyby jej nie zamordowano, może miałbym teraz dom, rodzinę, może nawet psa i kota. Gdyby jej nie zamordowano, nie poszedłbym w ślady swojego ojca. Gdyby jej nie zamordowano, sam nie zacząłbym mordować. Gdyby nie to… nie poznałbym Nicole. Nicole. Jak ona bardzo różniła się od Emily.
- Nie możesz tak leżeć i pić. Wstań, umyj się i pójdziemy do klubu nocnego. Wiem co poprawi ci nastrój. Nikt nie zna cię tak dobrze jak ja. – ciągnął Matt
Myślisz, że mnie znasz mój przyjacielu? Nikt mnie nie zna. Nicole mnie nie znała. Pewnie już nigdy nie pozna. Może gdyby wiedziała… gdybym mógł jej to wyjaśnić… łzy napłynęły mi do oczu. Nie byłem w stanie powstrzymać szlochu jaki wydobył się z mojej piersi. Z piersi, w której była wielka pustka, którą codziennie próbowałem wypełnić wódką.
- James. – westchnął Matt, wstał i wyszedł z mojego śmierdzącego mieszkania.
Zanim zatrzasnął za sobą drzwi, słyszałem jak wzdycha po raz kolejny. Nie musiałem na niego patrzeć, doskonale wiedziałem, że się zgarbił, pokręcił głową i potarł czoło. Na pewno myślał, że nic nie dociera do mnie z jego wizyt. Do tej poty pewnie tak było. Widziałem tylko zawód w jego oczach. Byłem jego przyjacielem, ale też wzorem, do którego dążył. Jak teraz czuł się, patrząc jak jego idol stacza się na samo dno? Pozwoliłem łzom płynąc po mojej brudnej twarzy. Czułem jak znikają gdzieś w brodzie, której nie goliłem. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Obudził mnie okropny ból brzucha. Nie jadłem chyba kilka dni. Zwlokłem się z kanapy i poszedłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę, ale od razu tego pożałowałem. Smród jaki się z niej wydobył przyprawił mnie o mdłości. Nachyliłem się nad zlewem, żeby chociaż kuchni nie doprowadzić do takiego stanu w jakim był mój salon. Odkręciłem wodę i zacząłem łapczywie pić.  Opłukałem całą twarz i wróciłem do szukania czegokolwiek zdatnego do jedzenia. Wyglądało jednak na to, że oprócz paczki orzeszków w karmelu, nie posiadałem niczego do jedzenia. Rozdarłem paczkę i chrupiąc orzeszki, poszedłem do łazienki. Odór wydobywający się z toalety, spowodował, że zwróciłem ledwo połknięte orzeszki. Doczłapałem się do prysznica i nawet nie rozbierając się odkręciłem wodę. Położyłem się w brodziku i rozkoszowałem się ciepłą wodą zmywającą ze mnie cały smród. Wczorajsza wzmianka o Emily, porządnie mną wstrząsnęła. Od tego momentu nie tknąłem alkoholu. Emily zawsze miała na mnie dobry wpływ. Jak widać ma go nawet po śmierci. Sięgnąłem po szampon i wylałem cały na siebie. Szorowałem się chyba z pół godziny. Kląłem w duchu, że nie zdjąłem ubrań przed wejściem pod prysznic. Gdy już uporałem się ze smrodem i brudem mojego ciała, wyszedłem spod prysznica i spojrzałem w lustro. Byłem wychudzony, miałem podkrążone oczy, a w dodatku ta okropna broda. Wyglądałem jak Abraham Lincoln. W mgnieniu oka pozbyłem się zarostu, co od razu zmieniło mój wygląd. No nieźle, teraz wyglądam jak wychudzony nastolatek z obozu w Auschwitz – pomyślałem. Ale chyba lepsze to niż Lincoln. Wyszedłem wreszcie z łazienki i ogarnąłem wzrokiem resztę mieszkania. Podziwiałem Matta, że chciało mu się tu przychodzić tak często. Tak jakbym przywołał go myślami, właśnie w tej chwili Matt zapukał do drzwi. Ku jego zdziwieniu otworzyłem je. Popatrzył na mnie z góry na dół, jakby oceniał modelkę na wybiegu i w końcu się odezwał:
- Zdajesz sobie sprawę, że jesteś nagi?
Zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem i w panice wróciłem do łazienki po szlafrok. Kiedy ponownie otworzyłem Mattowi drzwi, on ciągle chichotał.
- Czego rżysz pacanie? – warknąłem
- No i wreszcie brzmisz jak James. – odparł z uśmiechem i wprosił się do mieszkania. – Ubieraj się w jakieś porządne ciuchy. Za ten czas zadzwonię po ekipę sprzątającą i może jakiś antyterrorystów i karetkę, bo nie wiem jak inaczej uda się komuś to posprzątać. – spojrzał na mieszkanie i zadrżał z obrzydzenia.
Nie protestując, bo umierałem z głodu, poszedłem się ubrać.

*Nicole*

Już zupełnie straciłam rachubę dni. Nie wiedziałam kiedy jest dzień, a kiedy noc. W ciemnej piwnicy, w której siedziałam nie dało się tego rozróżnić. Po raz kolejny obudziła mnie kapiąca na twarz woda. Było tak ciemno, że nie widziałam skąd te krople. Podniosłam się z zimnego betonu i skuliłam w kącie. Przeszły mnie dreszcze, a chwilę potem zaniosłam się kaszlem. Zimno ścian i podłogi przenikało mnie do samych kości. Nic dziwnego, że nabawiłam się jakiegoś zapalenia płuc. O ile to nie coś gorszego. Dawno przestałam krzyczeć o pomoc, wiedziałam, że to nic nie da. W szparę pod drzwiami do mojej celi co kilka dni wsuwano mi coś do jedzenia. Zapewne były to resztki ze stołu jakiegoś bogacza, bo czasami wyczuwałam sporą porcję kawioru. Od ostatniego karmienia minęło chyba dużo więcej czasu niż zwykle. Czułam, że umieram z głodu. Gdy usłyszałam zbliżające się kroki, z trudem podpełzłam do drzwi. Jednak zamiast dostać coś do jedzenia, drzwi się otwarły, a mnie oślepiło światło. Za chwilę na oczach zawiązano mi opaskę. Czyjeś silne ramiona podniosły mnie jednym szarpnięciem. Nie musiałam w zasadzie iść, bo ten ktoś praktycznie niósł mnie pod pachą. Niosący mnie mężczyzna zatrzymał się, ale po chwili dowiedziałam się dlaczego. Poczułam szarpnięcie windy. Po uczuciu w brzuchu czułam, że jedziemy w górę. Po jakimś czasie zostałam brutalnie posadzona na krzesło i do niego przywiązana. Liny były chyba głównie po to, aby utrzymać mnie w pozycji siedzącej. Gdyby nie one, runęłabym twarzą na miękki dywan, który czułam teraz pod stopami. Ktoś wszedł do pomieszczenia z zapalonym cygarem. Wszędzie poznałabym ten zapach, bo takie same palił James. Chciałam wypowiedzieć jego imię, ale głos uwiązł mi w chorym i wysuszonym gardle. Zamiast tego zaczęłam płakać, co za raz wywołało atak kaszlu.
- Rozchorowałaś się? – padło pytanie, a po nim owionęła mnie chmura dymu z cygara.
Znowu zakaszlałam, a potem zaczęłam się zastanawiać czemu ten głos wydaje mi się znajomy.
- Śmierdzisz. – padło znowu krótkie, ale dosadne stwierdzenie z ust mężczyzny.
„Trzymasz mnie od miesięcy w zatęchłej piwnicy i dziwisz się, że śmierdzę?” - pomyślałam.
- Boże, co on w tobie widzi?
Mężczyzna obszedł mnie na około i zapewne przyglądał mi się. Po chwili zwrócił się do kogoś innego:
- Zabierz to stąd, bo mi zafajda biuro.
Te same silne ramiona, które mnie tu przyniosły, ponownie wrzuciły mnie do piwnicy. Kilka minut później dostałam wreszcie coś do jedzenia. W  piwnicy nagle rozbłysło światło. Mała żarówka wisząca jakieś dwa metry nade mną, rozjaśniła małe, kamieniste pomieszczenie. Spojrzałam na dostarczone mi jedzenie. Talerz był pełny różnego rodzaju mięs, a w dodatku dostałam otwartą już butelkę wina. Zaczęłam zachłannie wpychać sobie jedzenie do ust, a jednocześnie myślałam skąd mogę znać głos tego mężczyzny.

*James*

Mimo, że kilka minut temu umierałem z głodu, jedzenie nie chciało przechodzić mi przez gardło. Dźgałem bezmyślnie widelcem krwisty stek, który zamówiłem.
- Zjedz chociaż ziemniaki. – powiedział Matt
- Mówisz jak moja matka. – rzuciłem oschle
- Poczciwa była z niej kobieta. – zachichotał mój kumpel
- Sypiała z kim popadnie.
- Dobra, skoro nie będziesz już tego jadł, to zabieram cię na panienki.
- Matt, nie mam na to nastroju.
- Zmienisz zdanie jak zobaczysz nowe łanie u Arniego.
- Zlituj się…
- Bez gadania. Idziemy. -  mówiąc to, pociągnął mnie za sobą do wyjścia z restauracji.

*Nicole*

Zostałam wyrwana z płytkiego snu, przez głosy dochodzące zza drzwi do piwnicy, w której siedziałam. Mężczyzna, którego głos wydawał mi się znajomy powiedział do pilnującego mnie osiłka:
- Wychodzę. Nie będzie mnie pewnie cały wieczór. W tym czasie weź tą ździrę zaprowadź do łazienki. Niech doprowadzi się do porządku, bo mam ochotę się z nią zabawić. Może dowiem się co w niej takiego wyjątkowemu, że zawróciła w głowie jednemu z największych drani w USA. Pilnuj jej. Zrozumiano?
- Tak jest.
Po chwili byłam już niesiona przez te same silne ramiona co ostatnio. Znowu zawiązano mi oczy i znowu jechaliśmy windą. Kiedy zostałam postawiona na ziemi, niosący mnie mężczyzna oddalił się, zatrzasnął drzwi i powiedział:
- Możesz zdjąć opaskę z oczu. Umyj się, a ubrania masz przy umywalce. Mój szef chce z tobą porozmawiać.
Porozmawiać? Z podsłuchanej przeze mnie rozmowy wynikało, że chodzi o coś więcej. Zdjęłam z oczu opaskę i rozejrzałam się po obszernej łazience. Na środku pomieszczenia  znajdowała się wielka, wmontowana w podłogę wanna. Po lewo znajdowały się czarne, marmurowe blaty z umywalkami, gdzie faktycznie leżała kupka ładnych ubrań. Mój wzrok spoczął jednak na dużym oknie. Serce zabiło mi mocniej. Odkręciłam kurki z wodą, aby zagłuszyć to co miałam za raz zamiar zrobić. Podeszłam do okna i otworzyłam je. Nogi się pode mną ugięły, kiedy zobaczyłam w dole malutkie samochody i jeszcze mniejszych ludzi. To było chyba z dwudzieste piętro. Już zaczęłam panikować, bo jedyna szansa na ucieczkę zniknęła tak szybko jak tylko się pojawiła. Zanim jednak rozkleiłam się zupełnie, zauważyłam parę stojącą na balkonie piętro niżej. Bez zastanowienia krzyknęłam do nich.
Zdziwieni popatrzyli w górę. Kobieta zapytała:
- Coś się stało?
- Nie mogę otworzyć zamka w łazience. Chyba się zepsuł. Pomoglibyście mi się stąd wydostać?
- Dasz radę tu do nas zejść? – zapytał młody blondyn
- Postaram się. – powiedziałam niepewnie.
Przestawiłam jedną nogę za okno i spojrzałam w dół. Całe szczęście, że nie mam lęku wysokości. Przełożyłam drugą nogę i teraz stałam na gzymsie, przodem do okna. Gzyms był tak wąski, że musiałam stać na palcach. Powoli zaczęłam przesuwać się w prawo, w stronę rynny. Kiedy już się jej złapałam usłyszałam z dołu:
- Uważaj, tu jest bardzo wysoko!
- No co wy nie powiecie? – powiedziałam pod nosem i zaczęłam schodzić po metalowych zaczepach od rynny. Nagle jeden z nich oderwał się od ściany. Chwyciłam się mocno rynny, ale niestety straciłam podparcie pod nogami.
- O mój Boże! – usłyszałam krzyk kobiety z balkonu.
- Katharina, dzwoń po straż! – krzyknął towarzyszący jej mężczyzna.
- Zwariowałeś idioto? Ona za raz spadnie. Nie zdążą przyjechać z drugiego końca miasta.

*James*

Kiedy zanurzyłem się w dymie i otoczyło mnie ciepło obecnych w klubie osób, poczułem się jak u siebie. Matt miał racje, to jest moje miejsce. Machnąłem na znanego mi kelnera, a on z szerokim uśmiechem na twarzy podbiegł do nas.
- Panie Maslow, dawno tu pana nie widzieliśmy. Bardzo cieszymy się z Pana przyjścia.
Matt odchrząknął aby zwrócić na siebie uwagę.
- Pana również witamy. – skłonił mu się kelner. – Pokarzę Panom lożę.
Kelner nas wyprzedził i ruszył w kierunku loży dla VIP-ów.
- Nikt nie zna mojego nazwiska. – naburmuszył się Matt
- Ciesz się. Sława to bardzo niewdzięczna przyjaciółka. – pocieszyłem go.
Usiedliśmy na wskazanym przez kelnera miejscu, z którego mieliśmy widok na cały klub. Kelner zapytał:
- Co Panom podać?
- Tradycyjnie czystą. – powiedział Matt
- Proponuję też Panom nasz nowy środek. Mamy go w obiegu od miesiąca. Klienci bardzo go sobie chwalą.
Matt już miał podziękować kelnerowi, ale go uprzedziłem:
- A co tam. Jak szaleć to szaleć. Poprosimy.
- James, myślałem, że jesteś przeciwnikiem narkotyków? – zdziwił się Matt
- To tylko niewinne ecstasy. – podsunął mi odpowiedź kelner.
- No widzisz Matt. Ten koleś się na tym zna. – uśmiechnąłem się do kelnera pokazując wszystkie moje zęby.
- No dobra. – zachichotał Matt
Skinąłem na kelnera, ze to już wszystko. Zanim kelner odszedł Matt powiedział do niego:
- Poprosimy też coś specjalnego od Arniego.
Kelner porozumiewawczo do nas mrugnął, ukłonił się i odszedł. Wrócił po kilku minutach w towarzystwie dwóch pięknych pań. Postawił nam na stoliku alkohol, szklanki i paczuszkę małych tabletek.
- Życzę Panom miłego wieczoru. – znowu się ukłonił i odszedł.
Panienki stały przed nami, uśmiechały się i prężyły swoje zgrabne ciała, żeby nam zaimponować. Obie miały na oko 170 cm wzrostu. Jedna była blondynką, z dużymi piersiami, które dodatkowo podkreślała czerwona sukienka z głębokim dekoltem. Druga natomiast była brunetką i nie miała takich wielkich gabarytów z przodu, ale nadrabiała z tyłu. Kształtna pupa zawsze była tym co przesądzało u mnie przy wyborze panienki na wieczór.
- Ja biorę brunetkę. – mrugnąłem do Matta i wstałem, żeby poprosić moją laskę na parkiet.
Matt został w loży, a blondynka przysiadła się do niego i położyła mu rękę bardzo blisko krocza. Przypomniało mi się jak za pierwszym razem w tym barze, Matt uciekł gdy jedna z dziewczyn tak zrobiła. Od tego czasu wiele się zmieniło. Matt się zmienił. Od razu zaczął całować się z blondyną, a ona ochoczo zajmowała się zawartością jego spodni.  Uśmiechnąłem się pod nosem i obróciłem moją partnerkę w tańcu. Po kilku żywych kawałkach, ktoś stuknął mnie w plecy. Odwróciłem się. To był Matt. Wcisnął mi do ręki kilka tabletek, które przyniósł nam kelner.
- Weź! Są zajebiste! – krzyknął i został pociągnięty przez blondynę w stronę sypialni dla klientów.
Nie zastanawiając się długo łyknąłem dwie tabletki, a kolejne dwie podałem mojej brunetce.

*Nicole*

Trzymałam się kurczowo rynny, ale czułam, że nie wytrzymam długo i sprawdzą się obawy kobiety stojącej kilka metrów pode mną i spadnę. Ręce co raz bardziej mi słabły. Wisiałam jakieś pół metra na prawo od balkonu. Wzięłam wdech i z całych sił odepchnęłam się od rynny, która pękła i jej fragmenty posypały się w dół. Szczęśliwie wylądowałam na balkonie. Blondyn próbował mnie złapać, ale mu to nie wyszło i w efekcie wszyscy troje wylądowaliśmy na ziemi. Podniosłam się jako pierwsza i w lawinie emocji wyściskałam ich oboje. Nie wdając się w dyskusje przebiegłam przez ich apartament, żeby jak najszybciej wydostać się z budynku. Wybiegłam na ulicę i zaczęłam rozglądać się po okolicy. Na szczęście rozpoznałam to miejsce i nie zważając na przeklinających przechodniów i trąbiące samochody, ruszyłam pędem w kierunku mieszkania Jamesa. Biegłam na tyle szybko na ile pozwalał mi mój osłabiony chorobą i marnym jedzeniem organizm. Od Jamesa dzieliło mnie zaledwie kilka przecznic, gdy zobaczyłam na chodniku przed klubem Matta, najlepszego przyjaciela Jamesa. Z radości popłynęły mi łzy.
- Matt! – krzyknęłam, machając do niego.
Zdębiał na mój widok, ale w sekundę się otrząsnął i podbiegł do mnie.
- Nicole, co ty tu robisz? Nic ci nie jest? – zapytał zmartwionym głosem.
- Matt! Tak się cieszę, że cię znalazłam! – powiedziałam i wtuliłam się w niego.
- Nicole, co się stało?
- Wtedy, po naszej akcji z Fabregasem, ktoś mnie porwał. Trzymali mnie w piwnicy. Matt, tak bardzo się bałam.  – urwałam opowieść i zaczęłam szlochać mu w ramię.
- Chodź, zabiorę cię do Jamesa. – powiedział – Złapiemy taksówkę bo jesteś pewnie wykończona.
Zgodziłam się bez oporów i wreszcie poczułam się bezpieczna.

*James*

Świat wirował i błyszczał jak posypany brokatem. Wreszcie zacząłem się rozluźniać. Moja partnerka wiła się wokół mnie jak wąż boa. Objąłem ją i złożyłem na jej ustach głęboki pocałunek. Właśnie tego mi teraz było trzeba do pełni szczęścia. Seksu. Nie zważając na tłum tańczących wokół nas pijanych ludzi, pociągnąłem za sobą na wpół rozebraną i zataczającą się brunetkę. Zajęliśmy pierwszą z brzegu sypialnię. Brunetka położyła się na łóżku i zaczęła dotykać się rękami po piersiach i po pipce. Napawając się widokiem zadowalającej się kobiety, zdjąłem z siebie ubrania. Wtedy brunetka uklękła przede mną i bez wahania wzięła mojego penisa do ust. Była w tym dobra. Brała go głęboko do gardła nawet się nie krztusząc. Chwyciłem ją za włosy i zacząłem dyktować tępo. Przycisnąłem ją do krocza i trzymałem słuchając jak charczy, próbując złapać oddech. Dalej trzymając za jej włosy, podniosłem ją aby wstała. Makijaż z oczu spłynął jej na policzki, ale uśmiechała się do mnie lubieżnie. Pocałowałem ją mocno, wchodząc językiem między jej usta. Rzuciłem się z nią na łóżko i posadziłem ją na sobie. Rozkoszowałem się jędrnością jej pośladków, aby w końcu wymierzyć siarczystego klapsa. Brunetka zachichotała i swoją mokrą cipką zaczęła ocierać się o mojego członka. W końcu odwróciłem pozycję, żeby być na górze i wszedłem w nią. Zanurzyłem twarz w jej włosach i całowałem ją po szyi. Jęczała głośno przyciągając do siebie moje biodra i wbijając mi paznokcie w pośladki.
- Mmm... Nicole… - mruknąłem jej do ucha.
- Jestem Mandy, ale dla ciebie mogę być kim zechcesz. – odpowiedziała.
Zerwałem się z niej jak oparzony.
- Mrrr… co się stało tygrysie? – zapytała wkładając sobie palce tam gdzie przed chwilą był mój członek.
Odbiło mi. Po prostu mi odbiło. Cały alkohol, który w siebie wlałem i tabletki, które wziąłem nagle przestały działać. Ubrałem się i wybiegłem z sypialni. Rozejrzałem się po klubie, szukając Matta. Podszedłem do baru i zapytałem:
- Nie widzieliście gdzieś mojego towarzysza, z którym tu dziś przyszedłem?
- Wychodził jakąś godzinę temu. Proszę zapytać bramkarza czy wrócił. – odpowiedziała mi barmanka z rudymi kręconymi włosami.
Zrobiłem jak mi powiedziała i zapytałem bramkarza, na co on mi odparł:
- Wsiadł do taksówki z jakąś płaczącą brunetką.
- Z brunetką? Przecież bawił się dziś z blondynką.
- Ja tam nie wnikam z kim on się bawi. Spotkał ją tu przed wejściem. Wydawał się na zaskoczonego, że ją tu widzi.
- Dzięki. – rzuciłem do bramkarza, dałem mu stu dolarowy napiwek i machnąłem na taksówkę.
Nie wierzyłem, że Matt mógł mnie tak zostawić. Myślałem, że dobrze bawił się z tą blondyną. Musiałem z kimś teraz porozmawiać, bo myślałem, że za raz eksploduje mi czaszka, więc kazałem taksówkarzowi zawieźć się do Matta.

*Nicole*

Leżałam wtulona w pierś Matta, kiedy zorientowałam się, że jedziemy w złą stronę.
- Matt, gdzie my jedziemy? – zapytałam
- Spokojnie, obiecałem ci przecież, że zabiorę cię do Jamesa.
- Ale gdzie on jest?
- Czeka u mnie.
Taksówka zwolniła, a ja wyjrzałam przez okno. Z przerażeniem stwierdziłam, że jesteśmy pod budynkiem, z którego niedawno uciekłam. Odwróciłam się do Matta i w tej chwili zrozumiałam dlaczego głos mojego porywacza wydał mi się znajomy.
- Wybacz słonko, ale wlazłaś z buciorami do złego świata. – powiedział Matt i przyłożył mi do twarzy chusteczkę.
Szarpałam się, ale na darmo bo po chwili chloroform zaczął działać i osunęłam się w ciemność.
- Obudź się! – ktoś krzyknął i wymierzył mi cios otwartą dłonią w policzek.
Chciałam rozmasować bolące miejsce, ale ręce miałam do czegoś przywiązane. Kiedy odzyskałam ostrość widzenia zobaczyłam, klęczącego nade mną okrakiem Matta.
- Nareszcie się obudziłaś słonko. – uśmiechnął się.
Spojrzałam na moje ręce. Były przywiązane do ramy łóżka, tak samo jak nogi. Miałam na sobie tylko bieliznę.
- Myślałem, że ta noc ułoży się troszkę inaczej. Zmusiłaś mnie do tego swoją ucieczką. Tak czy siak wylądowałaś w moim łóżku. – zaśmiał się ochrypłym od pożądania głosem – I tak sobie długo nie pożyjesz. To będzie twój ostatni numerek przed śmiercią dziwko.
Nachylił się i brutalnie przyssał się do moich ust. Od razu ugryzłam go w dolną wargę.
- A więc ty taka? – powiedział, odsuwając się ode mnie z sykiem – Koniec zabawy!
Krzyknąwszy to zdjął spodnie i rozerwał moje majtki. Jego na wpół twardy fallus zadyndał nad moim kroczem. W ostatniej chwili udało mi się wyswobodzić jedną rękę z więzów i paznokciami przeorałam twarz mojego oprawcy. Matt zawył z bólu i stoczył się z łóżka na ziemię.
- Ty ździro! – zawył i przejechał dłonią po krwawiącym policzku.
Już miał rzucić się na mnie, gdy drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem i padły strzały. Matt runął na podłogę miotając się w śmiertelnych drgawkach. Do pokoju wbiegł James i momentalnie zaczął mnie rozwiązywać, składając przy tym na mojej twarzy tysiące mokrych od łez pocałunków.

*James*

Mimo, iż od dawna zszedłem z Boskiej ścieżki, teraz zacząłem śpiewać w duchu „Alleluja”. Ręce mi się trzęsły, a przez łzy cisnące się do oczu niewiele widziałem. Kiedy już udało mi się uwolnić Nicole z więzów, chwyciłem ją w ramiona i nie chciałem puszczać już nigdy. Oboje szlochaliśmy, a nasze serca prześcigały się, które szybciej jest w stanie bić. Chwyciłem twarz Nicole w dłonie i powiedziałem:
- Choćby nie wiem co, już nigdy cię nie stracę. Choćbym miał wszystkich zabić.
- Proszę cię James, już nikogo nie zabijaj. – powiedziała i pocałowała mnie długo i miękko.

*Nicole*

Niecałą godzinę później siedzieliśmy oboje w wannie w mieszkaniu Jamesa. Nic nie mówiliśmy tylko delikatnie pieściliśmy się nawzajem. Leżałam na jego piersi i robiłam pianę w jego włosach na klacie. W końcu odchrząknął i powiedział:
- To wszystko przez co przeszłaś to moja wina.
- Ćśśśś. – chciałam go uciszyć, aby nie mącił tej spokojnej chwili.
- Musimy to wyjaśnić. – wziął głęboki wdech czekając chyba na moją zgodę, ale ja nic nie powiedziałam, więc ciągnął dalej – Po akcji z Fabregasem, wróciłem do mieszkania i znalazłem liścik. Było w nim napisane, że nie chcesz mnie już znać, że odchodzisz. Załamałem się. Uwierzyłem w to, po tym czego się o mnie dowiedziałaś. – przerwał i przeczesał mokre włosy, które spadły mu na czoło – Wszystko to prawda. Ale chciałbym, żebyś dała mi szanse się wytłumaczyć. – znowu przerwał czekając na moją reakcję, ale ja nadal leżałam bez ruchu i z zapartym tchem – Tak, wiem, tłumaczy się tylko winny, ale nie mówię, że nie jestem winny. Wszystko zaczęło się gdy miałem 16 lat. Spotkałem dziewczynę, dla której straciłem głowę i serce. Kochałem ją nad życie. Miała na imię Emily. Była piękna i delikatna jak porcelanowa laleczka. Za każdym razem gdy brałem ją w objęcia, bałem się, że się rozkruszy. A kiedy ją puszczałem tym bardziej ogarniał mnie strach. W ogóle nie pasowała do mojego świata. Ochroniarze mojego ojca nie raz wynosili trupy z jego gabinetu. Wiedziałem, że nie może dowiedzieć się o Emily. Pewnego dnia, zobaczył mnie z nią jadąc swoją limuzyną. Kazał kierowcy się zatrzymać. Wysiadł i z uśmiechem zaprosił Emily do nas na kolację. Nie wierzyłem w swoje szczęście. Była szansa, że ojciec zaakceptuje moją wybrankę. Na kolację Emily wystroiła się w swoją najlepszą sukienkę. Zachowywała się uprzejmie i jak to ona – bardzo  delikatnie. Ojciec był niezmiernie zainteresowany jej osobą i wypytywał ją o wszystko. Emily to speszyło. Z taktem podziękowała za kolację i cicho powiedziała, że na nią już pora. Wtedy ojciec wstał, wyciągnął spod stołu pistolet i zanim ktokolwiek zdołał się ruszyć, strzelił Emily prosto między oczy. Krew pociekła po jej bladym nosku. Nawet nie spadła z krzesła. Siedziała dokładnie jak porcelanowa laleczka. Ojciec spojrzał na mnie, pokręcił głową z dezaprobatą i wyszedł. Od tego czasu co noc budziły mnie koszmary. Zasypiając z twarzą Emily pod powiekami, budziłem się po chwili z krzykiem.
James przerwał opowieść i zanurzył się cały pod powierzchnię wody. Tkwił tak dobre kilka minut. Wiedziałam jak ciężko jest mu o tym mówić. Skuliłam się po drugiej stronie wanny i czekałam aż się wynurzy. Kiedy to zrobił, odgarnął włosy i wyciągnął do mnie ramiona mówiąc:
- Nie odsuwaj się ode mnie. Chodź tu.
Przygarnął mnie do siebie i kontynuował opowieść:
- Wtedy zacząłem zabijać. Odkryłem, że przynosi mi to ulgę w cierpieniu. Koszmarów się nie pozbyłem, ale zabijanie pozwoliło mi przeżyć ten czas kiedy nie spałem. Było tak do momentu, aż poznałem ciebie. Kiedy po tym co ci zrobiłem, zasnąłem u twego boku, po raz pierwszy nie miałem koszmaru o Emily. Gdy się obudziłem, już cię chyba kochałem.
Łza spłynęła mi po policzku i kapnęła do zimnej już wody w wannie. Otarłam policzek, a wtedy James pocałował mnie w czoło i powiedział:
- Przepraszam. Teraz proszę, powiedz coś. Cokolwiek.
Przełknęłam ślinę, która ledwo przeszła przez ściśnięte gardło i odpowiedziałam:
- Jedyne co mogę powiedzieć, to że cię kocham Jamesie Maslow.



_______________________________________________________________________________


 Wcześniejsze części :





12 komentarzy :

  1. Jezuuu ! Piękne *-* wiedziałam, że ta historia nie może się tak skonczyć jak to było w 3 części.
    Matt był prawdziwym przyjacielem? Serio? Od razu podziękowała bym za takiego przyjaciela -,-
    To opowiadanie było świetne :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze mistrzostwo! ❤ Kolejna czesc ma byc jeszcze lepsza❤

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu się doczekałam. Kiedy zobaczyłam to w powiadomieniach, od razu przypomniało mi się to wszystko. Matt to największa dwulicowa świnia. Jak on mógł? Tutaj pomagał Jamesowi a tam więził Nicole. Fantastyczna część tylko brakowało mi jednej małej rzeczy.... żebyś napisała pod spodem coś od siebie, bo nie wiemy co się z Tobą dzieje ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. O Boziu, jest 4 część!
    Ale chyba nie ostatnia?
    Nie wierzę, żeby James nie chciał się zemścić, to nie w jego stylu.
    Ogólnie biedna Emily, ale to chyba i tak przeszłość, prawda?
    Czekam!
    http://this-love-is-forbidden.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ło kochana! To poleciałaś :)
    Jak ja tęskniłem za tym opowiadaniem...
    Nicole i James jednak razem. jejku ile ona przeszła przez ostatni czas... On w sumie też.. Biedni.. ALe teraz mają sb wiec bd lepiej :)
    Przyjaciel jamesa okazał sie skurwielem.. Dobrze że go zajebał! Chuj jeden !
    Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć że było genialnie. Czekam na kolejną część z niecierpliwością ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. O cholera! Super! Na to czekałam! Będzie kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam to! Po prostu uwielbiam!
    James i Nicole znowu razem<3. Wiedziałam że James ja znajdzie. Przeczuwałam to.
    Od początku czułam ze z tym Mattem jest coś nie tak. Dobrze że James go zabił.
    Czekam na kolejna część <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Ile ja musiałam czekać na tą część! Wreszcie jest! Jak zwykle było tyle emocji, że obgryzłam paznokcie. Jesteś świetna dziewczyno. Kocham cię i to opowiadanie xoxo

    OdpowiedzUsuń
  9. BOSKIE, EKSTRA, SUPER, ZAJEBISTE. Uwielbiam Porwaną i porywacza. Błagam napisz książkę! Kupię ją jako pierwsza!

    OdpowiedzUsuń
  10. to jest zajefajne! super! zapraszam na mojego bloga mhspfan.pingler.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. Niesamowite!!!!

    OdpowiedzUsuń