*James*
Mijały
miesiące, a ja starałem się zapomnieć o Nicole. Z mieszkania wychodziłem tylko
po wódkę. Tylko ty mnie rozumiesz moja wódeczko. Od zniknięcia Nicole, moje dni
toczyły się cały czas w takim samym rytmie. Chlanie, utrata przytomności,
pobudka i znowu chlanie. Między chlaniem, a chlaniem zdarzało mi się, że
wpuściłem do mieszkania Matta, który liczył, że swoimi głupimi pomysłami
wyciągnie mnie z dna, którego sięgnąłem. Dziś nie było inaczej. Obudziłem się
na podłodze, w kałuży swoich rzygów. Usiadłem i rozejrzałem się za czymś do
picia. Pod ręką była tylko do połowy opróżniona butelka wódki. Nie
zastanawiając się długo, sięgnąłem po nią i wypiłem duszkiem. Stężenie
procentów zaparło mi na chwilę dech. Wielkimi haustami łapałem powietrze, a w
oczach miałem łzy. Kiedy wreszcie przełyk przestał mnie palić, otarłem twarz w
brudną koszulkę, którą miałem na sobie. Nagle zabolała mnie głowa. Czułem jakby
ktoś stukał mi młotkiem w czaszkę. Zaraz. Przecież to pukanie do drzwi. Ja
pierdolę, to na pewno Matt. Próbując wstać, poślizgnąłem się na rzygach, w
których leżałem i jebnąłem zwłokami w stolik.
Kant stolika perfidnie wycelował
w krocze. Ból zupełnie mnie otrzeźwił. Zgięty w pół, doczłapałem się do drzwi.
Przekręciłem tylko zamek i powoli wróciłem na kanapę. Matt jak zwykle wparował
do mieszkania, jak tylko usłyszał, że szczęknął zamek.
- Kurwa,
James, co tak śmierdzi? Zdechło tu coś? – zapytał, zasłaniając sobie nos
koszulką i próbując nie zwymiotować, na i tak już obrzygany dywan.
- A żebyś
wiedział, że zdechło. – burknąłem
- Z tego
smrodu łzawią mi oczy i kiepsko widzę, ale wydaje mi się, że coś zaczęło się
rozkładać na twojej kanapie. O ile to jest kanapa, bo wygląda i śmierdzi jak
kupa gnoju. Zresztą podobnie jak ty.
- Po coś tu
znowu przylazł? – zapytałem nieźle już poirytowany
- Ktoś musi
z tobą zrobić porządek.
- Przyłazisz
tu prawie codziennie z tym samym zamiarem i jakoś ci to nie wychodzi.
- W zasadzie
to przychodzę sprawdzić czy jeszcze zżyjesz.
-
Sprawdziłeś już, więc spierdalaj.
- James, który
to już miesiąc? To prawdziwy cud, że jeszcze żyjesz. – powiedział Matt i usiadł
na w miarę czystym fotelu, naprzeciwko kanapy, na której dogorywałem.
- Nagle
zrobiłeś się taki wierzący?
- Nie trzeba
wierzyć w Boga, żeby wiedzieć, że taki styl życia szybko doprowadza do śmierci.
Nic nie
odpowiedziałem, tylko gapiłem się w plamę na oparciu kanapy. Wyglądała jak
krew, albo jak plama z wina. Przecież nie piłem wina. Więc to musi być krew.
Ale czyja? Moja? Może z nosa mi leciała.
- James,
posłuchaj mnie. – kontynuował Matt, nie zważając, że mam w dupie to co do mnie
mówi. – Rozumiem, że Nicole była pierwszą kobietą, w której się zakochałeś, od
czasów… no wiesz… - zamilkł na chwilę,
myśląc zapewne czy powinien dołować mnie wzmianką o Emily.
Emily. To
przez nią zmieniło się całe moje życie. Byłem w niej zakochany jak głupi. Gdyby
jej nie zamordowano, może miałbym teraz dom, rodzinę, może nawet psa i kota.
Gdyby jej nie zamordowano, nie poszedłbym w ślady swojego ojca. Gdyby jej nie
zamordowano, sam nie zacząłbym mordować. Gdyby nie to… nie poznałbym Nicole.
Nicole. Jak ona bardzo różniła się od Emily.
- Nie możesz
tak leżeć i pić. Wstań, umyj się i pójdziemy do klubu nocnego. Wiem co poprawi
ci nastrój. Nikt nie zna cię tak dobrze jak ja. – ciągnął Matt
Myślisz, że
mnie znasz mój przyjacielu? Nikt mnie nie zna. Nicole mnie nie znała. Pewnie
już nigdy nie pozna. Może gdyby wiedziała… gdybym mógł jej to wyjaśnić… łzy
napłynęły mi do oczu. Nie byłem w stanie powstrzymać szlochu jaki wydobył się z
mojej piersi. Z piersi, w której była wielka pustka, którą codziennie
próbowałem wypełnić wódką.
- James. –
westchnął Matt, wstał i wyszedł z mojego śmierdzącego mieszkania.
Zanim
zatrzasnął za sobą drzwi, słyszałem jak wzdycha po raz kolejny. Nie musiałem na
niego patrzeć, doskonale wiedziałem, że się zgarbił, pokręcił głową i potarł
czoło. Na pewno myślał, że nic nie dociera do mnie z jego wizyt. Do tej poty
pewnie tak było. Widziałem tylko zawód w jego oczach. Byłem jego przyjacielem,
ale też wzorem, do którego dążył. Jak teraz czuł się, patrząc jak jego idol
stacza się na samo dno? Pozwoliłem łzom płynąc po mojej brudnej twarzy. Czułem
jak znikają gdzieś w brodzie, której nie goliłem. Nawet nie wiem kiedy
zasnąłem.
Obudził mnie
okropny ból brzucha. Nie jadłem chyba kilka dni. Zwlokłem się z kanapy i
poszedłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę, ale od razu tego pożałowałem. Smród
jaki się z niej wydobył przyprawił mnie o mdłości. Nachyliłem się nad zlewem,
żeby chociaż kuchni nie doprowadzić do takiego stanu w jakim był mój salon.
Odkręciłem wodę i zacząłem łapczywie pić.
Opłukałem całą twarz i wróciłem do szukania czegokolwiek zdatnego do
jedzenia. Wyglądało jednak na to, że oprócz paczki orzeszków w karmelu, nie
posiadałem niczego do jedzenia. Rozdarłem paczkę i chrupiąc orzeszki, poszedłem
do łazienki. Odór wydobywający się z toalety, spowodował, że zwróciłem ledwo
połknięte orzeszki. Doczłapałem się do prysznica i nawet nie rozbierając się
odkręciłem wodę. Położyłem się w brodziku i rozkoszowałem się ciepłą wodą zmywającą
ze mnie cały smród. Wczorajsza wzmianka o Emily, porządnie mną wstrząsnęła. Od
tego momentu nie tknąłem alkoholu. Emily zawsze miała na mnie dobry wpływ. Jak
widać ma go nawet po śmierci. Sięgnąłem po szampon i wylałem cały na siebie.
Szorowałem się chyba z pół godziny. Kląłem w duchu, że nie zdjąłem ubrań przed
wejściem pod prysznic. Gdy już uporałem się ze smrodem i brudem mojego ciała,
wyszedłem spod prysznica i spojrzałem w lustro. Byłem wychudzony, miałem
podkrążone oczy, a w dodatku ta okropna broda. Wyglądałem jak Abraham Lincoln. W
mgnieniu oka pozbyłem się zarostu, co od razu zmieniło mój wygląd. No nieźle,
teraz wyglądam jak wychudzony nastolatek z obozu w Auschwitz – pomyślałem. Ale
chyba lepsze to niż Lincoln. Wyszedłem wreszcie z łazienki i ogarnąłem wzrokiem
resztę mieszkania. Podziwiałem Matta, że chciało mu się tu przychodzić tak
często. Tak jakbym przywołał go myślami, właśnie w tej chwili Matt zapukał do
drzwi. Ku jego zdziwieniu otworzyłem je. Popatrzył na mnie z góry na dół, jakby
oceniał modelkę na wybiegu i w końcu się odezwał:
- Zdajesz
sobie sprawę, że jesteś nagi?
Zatrzasnąłem
mu drzwi przed nosem i w panice wróciłem do łazienki po szlafrok. Kiedy
ponownie otworzyłem Mattowi drzwi, on ciągle chichotał.
- Czego
rżysz pacanie? – warknąłem
- No i
wreszcie brzmisz jak James. – odparł z uśmiechem i wprosił się do mieszkania. –
Ubieraj się w jakieś porządne ciuchy. Za ten czas zadzwonię po ekipę
sprzątającą i może jakiś antyterrorystów i karetkę, bo nie wiem jak inaczej uda
się komuś to posprzątać. – spojrzał na mieszkanie i zadrżał z obrzydzenia.
Nie
protestując, bo umierałem z głodu, poszedłem się ubrać.
*Nicole*
Już zupełnie
straciłam rachubę dni. Nie wiedziałam kiedy jest dzień, a kiedy noc. W ciemnej
piwnicy, w której siedziałam nie dało się tego rozróżnić. Po raz kolejny
obudziła mnie kapiąca na twarz woda. Było tak ciemno, że nie widziałam skąd te
krople. Podniosłam się z zimnego betonu i skuliłam w kącie. Przeszły mnie
dreszcze, a chwilę potem zaniosłam się kaszlem. Zimno ścian i podłogi
przenikało mnie do samych kości. Nic dziwnego, że nabawiłam się jakiegoś
zapalenia płuc. O ile to nie coś gorszego. Dawno przestałam krzyczeć o pomoc,
wiedziałam, że to nic nie da. W szparę pod drzwiami do mojej celi co kilka dni wsuwano
mi coś do jedzenia. Zapewne były to resztki ze stołu jakiegoś bogacza, bo
czasami wyczuwałam sporą porcję kawioru. Od ostatniego karmienia minęło chyba
dużo więcej czasu niż zwykle. Czułam, że umieram z głodu. Gdy usłyszałam
zbliżające się kroki, z trudem podpełzłam do drzwi. Jednak zamiast dostać coś
do jedzenia, drzwi się otwarły, a mnie oślepiło światło. Za chwilę na oczach
zawiązano mi opaskę. Czyjeś silne ramiona podniosły mnie jednym szarpnięciem.
Nie musiałam w zasadzie iść, bo ten ktoś praktycznie niósł mnie pod pachą. Niosący
mnie mężczyzna zatrzymał się, ale po chwili dowiedziałam się dlaczego. Poczułam
szarpnięcie windy. Po uczuciu w brzuchu czułam, że jedziemy w górę. Po jakimś
czasie zostałam brutalnie posadzona na krzesło i do niego przywiązana. Liny
były chyba głównie po to, aby utrzymać mnie w pozycji siedzącej. Gdyby nie one,
runęłabym twarzą na miękki dywan, który czułam teraz pod stopami. Ktoś wszedł
do pomieszczenia z zapalonym cygarem. Wszędzie poznałabym ten zapach, bo takie
same palił James. Chciałam wypowiedzieć jego imię, ale głos uwiązł mi w chorym
i wysuszonym gardle. Zamiast tego zaczęłam płakać, co za raz wywołało atak kaszlu.
-
Rozchorowałaś się? – padło pytanie, a po nim owionęła mnie chmura dymu z
cygara.
Znowu
zakaszlałam, a potem zaczęłam się zastanawiać czemu ten głos wydaje mi się
znajomy.
-
Śmierdzisz. – padło znowu krótkie, ale dosadne stwierdzenie z ust mężczyzny.
„Trzymasz
mnie od miesięcy w zatęchłej piwnicy i dziwisz się, że śmierdzę?” - pomyślałam.
- Boże, co
on w tobie widzi?
Mężczyzna
obszedł mnie na około i zapewne przyglądał mi się. Po chwili zwrócił się do
kogoś innego:
- Zabierz to
stąd, bo mi zafajda biuro.
Te same
silne ramiona, które mnie tu przyniosły, ponownie wrzuciły mnie do piwnicy.
Kilka minut później dostałam wreszcie coś do jedzenia. W piwnicy nagle rozbłysło światło. Mała żarówka
wisząca jakieś dwa metry nade mną, rozjaśniła małe, kamieniste pomieszczenie.
Spojrzałam na dostarczone mi jedzenie. Talerz był pełny różnego rodzaju mięs, a
w dodatku dostałam otwartą już butelkę wina. Zaczęłam zachłannie wpychać sobie
jedzenie do ust, a jednocześnie myślałam skąd mogę znać głos tego mężczyzny.
*James*
Mimo, że
kilka minut temu umierałem z głodu, jedzenie nie chciało przechodzić mi przez
gardło. Dźgałem bezmyślnie widelcem krwisty stek, który zamówiłem.
- Zjedz
chociaż ziemniaki. – powiedział Matt
- Mówisz jak
moja matka. – rzuciłem oschle
- Poczciwa
była z niej kobieta. – zachichotał mój kumpel
- Sypiała z
kim popadnie.
- Dobra,
skoro nie będziesz już tego jadł, to zabieram cię na panienki.
- Matt, nie
mam na to nastroju.
- Zmienisz
zdanie jak zobaczysz nowe łanie u Arniego.
- Zlituj
się…
- Bez
gadania. Idziemy. - mówiąc to, pociągnął
mnie za sobą do wyjścia z restauracji.
*Nicole*
Zostałam
wyrwana z płytkiego snu, przez głosy dochodzące zza drzwi do piwnicy, w której
siedziałam. Mężczyzna, którego głos wydawał mi się znajomy powiedział do
pilnującego mnie osiłka:
- Wychodzę.
Nie będzie mnie pewnie cały wieczór. W tym czasie weź tą ździrę zaprowadź do
łazienki. Niech doprowadzi się do porządku, bo mam ochotę się z nią zabawić.
Może dowiem się co w niej takiego wyjątkowemu, że zawróciła w głowie jednemu z
największych drani w USA. Pilnuj jej. Zrozumiano?
- Tak jest.
Po chwili
byłam już niesiona przez te same silne ramiona co ostatnio. Znowu zawiązano mi
oczy i znowu jechaliśmy windą. Kiedy zostałam postawiona na ziemi, niosący mnie
mężczyzna oddalił się, zatrzasnął drzwi i powiedział:
- Możesz
zdjąć opaskę z oczu. Umyj się, a ubrania masz przy umywalce. Mój szef chce z
tobą porozmawiać.
Porozmawiać?
Z podsłuchanej przeze mnie rozmowy wynikało, że chodzi o coś więcej. Zdjęłam z
oczu opaskę i rozejrzałam się po obszernej łazience. Na środku
pomieszczenia znajdowała się wielka,
wmontowana w podłogę wanna. Po lewo znajdowały się czarne, marmurowe blaty z
umywalkami, gdzie faktycznie leżała kupka ładnych ubrań. Mój wzrok spoczął
jednak na dużym oknie. Serce zabiło mi mocniej. Odkręciłam kurki z wodą, aby
zagłuszyć to co miałam za raz zamiar zrobić. Podeszłam do okna i otworzyłam je.
Nogi się pode mną ugięły, kiedy zobaczyłam w dole malutkie samochody i jeszcze
mniejszych ludzi. To było chyba z dwudzieste piętro. Już zaczęłam panikować, bo
jedyna szansa na ucieczkę zniknęła tak szybko jak tylko się pojawiła. Zanim
jednak rozkleiłam się zupełnie, zauważyłam parę stojącą na balkonie piętro
niżej. Bez zastanowienia krzyknęłam do nich.
Zdziwieni
popatrzyli w górę. Kobieta zapytała:
- Coś się
stało?
- Nie mogę
otworzyć zamka w łazience. Chyba się zepsuł. Pomoglibyście mi się stąd
wydostać?
- Dasz radę
tu do nas zejść? – zapytał młody blondyn
- Postaram
się. – powiedziałam niepewnie.
Przestawiłam
jedną nogę za okno i spojrzałam w dół. Całe szczęście, że nie mam lęku
wysokości. Przełożyłam drugą nogę i teraz stałam na gzymsie, przodem do okna. Gzyms
był tak wąski, że musiałam stać na palcach. Powoli zaczęłam przesuwać się w
prawo, w stronę rynny. Kiedy już się jej złapałam usłyszałam z dołu:
- Uważaj, tu
jest bardzo wysoko!
- No co wy
nie powiecie? – powiedziałam pod nosem i zaczęłam schodzić po metalowych
zaczepach od rynny. Nagle jeden z nich oderwał się od ściany. Chwyciłam się
mocno rynny, ale niestety straciłam podparcie pod nogami.
- O mój
Boże! – usłyszałam krzyk kobiety z balkonu.
- Katharina,
dzwoń po straż! – krzyknął towarzyszący jej mężczyzna.
-
Zwariowałeś idioto? Ona za raz spadnie. Nie zdążą przyjechać z drugiego końca
miasta.
*James*
Kiedy
zanurzyłem się w dymie i otoczyło mnie ciepło obecnych w klubie osób, poczułem
się jak u siebie. Matt miał racje, to jest moje miejsce. Machnąłem na znanego
mi kelnera, a on z szerokim uśmiechem na twarzy podbiegł do nas.
- Panie
Maslow, dawno tu pana nie widzieliśmy. Bardzo cieszymy się z Pana przyjścia.
Matt
odchrząknął aby zwrócić na siebie uwagę.
- Pana
również witamy. – skłonił mu się kelner. – Pokarzę Panom lożę.
Kelner nas
wyprzedził i ruszył w kierunku loży dla VIP-ów.
- Nikt nie
zna mojego nazwiska. – naburmuszył się Matt
- Ciesz się.
Sława to bardzo niewdzięczna przyjaciółka. – pocieszyłem go.
Usiedliśmy
na wskazanym przez kelnera miejscu, z którego mieliśmy widok na cały klub.
Kelner zapytał:
- Co Panom
podać?
-
Tradycyjnie czystą. – powiedział Matt
- Proponuję
też Panom nasz nowy środek. Mamy go w obiegu od miesiąca. Klienci bardzo go
sobie chwalą.
Matt już
miał podziękować kelnerowi, ale go uprzedziłem:
- A co tam.
Jak szaleć to szaleć. Poprosimy.
- James,
myślałem, że jesteś przeciwnikiem narkotyków? – zdziwił się Matt
- To tylko
niewinne ecstasy. – podsunął mi odpowiedź kelner.
- No widzisz
Matt. Ten koleś się na tym zna. – uśmiechnąłem się do kelnera pokazując
wszystkie moje zęby.
- No dobra.
– zachichotał Matt
Skinąłem na
kelnera, ze to już wszystko. Zanim kelner odszedł Matt powiedział do niego:
- Poprosimy
też coś specjalnego od Arniego.
Kelner
porozumiewawczo do nas mrugnął, ukłonił się i odszedł. Wrócił po kilku minutach
w towarzystwie dwóch pięknych pań. Postawił nam na stoliku alkohol, szklanki i
paczuszkę małych tabletek.
- Życzę
Panom miłego wieczoru. – znowu się ukłonił i odszedł.
Panienki
stały przed nami, uśmiechały się i prężyły swoje zgrabne ciała, żeby nam
zaimponować. Obie miały na oko 170 cm wzrostu. Jedna była blondynką, z dużymi
piersiami, które dodatkowo podkreślała czerwona sukienka z głębokim dekoltem.
Druga natomiast była brunetką i nie miała takich wielkich gabarytów z przodu,
ale nadrabiała z tyłu. Kształtna pupa zawsze była tym co przesądzało u mnie
przy wyborze panienki na wieczór.
- Ja biorę
brunetkę. – mrugnąłem do Matta i wstałem, żeby poprosić moją laskę na parkiet.
Matt został
w loży, a blondynka przysiadła się do niego i położyła mu rękę bardzo blisko
krocza. Przypomniało mi się jak za pierwszym razem w tym barze, Matt uciekł gdy
jedna z dziewczyn tak zrobiła. Od tego czasu wiele się zmieniło. Matt się
zmienił. Od razu zaczął całować się z blondyną, a ona ochoczo zajmowała się
zawartością jego spodni. Uśmiechnąłem
się pod nosem i obróciłem moją partnerkę w tańcu. Po kilku żywych kawałkach,
ktoś stuknął mnie w plecy. Odwróciłem się. To był Matt. Wcisnął mi do ręki
kilka tabletek, które przyniósł nam kelner.
- Weź! Są
zajebiste! – krzyknął i został pociągnięty przez blondynę w stronę sypialni dla
klientów.
Nie
zastanawiając się długo łyknąłem dwie tabletki, a kolejne dwie podałem mojej
brunetce.
*Nicole*
Trzymałam
się kurczowo rynny, ale czułam, że nie wytrzymam długo i sprawdzą się obawy
kobiety stojącej kilka metrów pode mną i spadnę. Ręce co raz bardziej mi
słabły. Wisiałam jakieś pół metra na prawo od balkonu. Wzięłam wdech i z całych
sił odepchnęłam się od rynny, która pękła i jej fragmenty posypały się w dół.
Szczęśliwie wylądowałam na balkonie. Blondyn próbował mnie złapać, ale mu to
nie wyszło i w efekcie wszyscy troje wylądowaliśmy na ziemi. Podniosłam się
jako pierwsza i w lawinie emocji wyściskałam ich oboje. Nie wdając się w
dyskusje przebiegłam przez ich apartament, żeby jak najszybciej wydostać się z
budynku. Wybiegłam na ulicę i zaczęłam rozglądać się po okolicy. Na szczęście
rozpoznałam to miejsce i nie zważając na przeklinających przechodniów i
trąbiące samochody, ruszyłam pędem w kierunku mieszkania Jamesa. Biegłam na
tyle szybko na ile pozwalał mi mój osłabiony chorobą i marnym jedzeniem organizm.
Od Jamesa dzieliło mnie zaledwie kilka przecznic, gdy zobaczyłam na chodniku
przed klubem Matta, najlepszego przyjaciela Jamesa. Z radości popłynęły mi łzy.
- Matt! –
krzyknęłam, machając do niego.
Zdębiał na
mój widok, ale w sekundę się otrząsnął i podbiegł do mnie.
- Nicole, co
ty tu robisz? Nic ci nie jest? – zapytał zmartwionym głosem.
- Matt! Tak
się cieszę, że cię znalazłam! – powiedziałam i wtuliłam się w niego.
- Nicole, co
się stało?
- Wtedy, po
naszej akcji z Fabregasem, ktoś mnie porwał. Trzymali mnie w piwnicy. Matt, tak
bardzo się bałam. – urwałam opowieść i
zaczęłam szlochać mu w ramię.
- Chodź,
zabiorę cię do Jamesa. – powiedział – Złapiemy taksówkę bo jesteś pewnie
wykończona.
Zgodziłam
się bez oporów i wreszcie poczułam się bezpieczna.
*James*
Świat
wirował i błyszczał jak posypany brokatem. Wreszcie zacząłem się rozluźniać. Moja
partnerka wiła się wokół mnie jak wąż boa. Objąłem ją i złożyłem na jej ustach
głęboki pocałunek. Właśnie tego mi teraz było trzeba do pełni szczęścia. Seksu.
Nie zważając na tłum tańczących wokół nas pijanych ludzi, pociągnąłem za sobą
na wpół rozebraną i zataczającą się brunetkę. Zajęliśmy pierwszą z brzegu
sypialnię. Brunetka położyła się na łóżku i zaczęła dotykać się rękami po
piersiach i po pipce. Napawając się widokiem zadowalającej się kobiety, zdjąłem
z siebie ubrania. Wtedy brunetka uklękła przede mną i bez wahania wzięła mojego
penisa do ust. Była w tym dobra. Brała go głęboko do gardła nawet się nie
krztusząc. Chwyciłem ją za włosy i zacząłem dyktować tępo. Przycisnąłem ją do
krocza i trzymałem słuchając jak charczy, próbując złapać oddech. Dalej
trzymając za jej włosy, podniosłem ją aby wstała. Makijaż z oczu spłynął jej na
policzki, ale uśmiechała się do mnie lubieżnie. Pocałowałem ją mocno, wchodząc
językiem między jej usta. Rzuciłem się z nią na łóżko i posadziłem ją na sobie.
Rozkoszowałem się jędrnością jej pośladków, aby w końcu wymierzyć siarczystego
klapsa. Brunetka zachichotała i swoją mokrą cipką zaczęła ocierać się o mojego
członka. W końcu odwróciłem pozycję, żeby być na górze i wszedłem w nią.
Zanurzyłem twarz w jej włosach i całowałem ją po szyi. Jęczała głośno
przyciągając do siebie moje biodra i wbijając mi paznokcie w pośladki.
- Mmm...
Nicole… - mruknąłem jej do ucha.
- Jestem Mandy,
ale dla ciebie mogę być kim zechcesz. – odpowiedziała.
Zerwałem się
z niej jak oparzony.
- Mrrr… co
się stało tygrysie? – zapytała wkładając sobie palce tam gdzie przed chwilą był
mój członek.
Odbiło mi.
Po prostu mi odbiło. Cały alkohol, który w siebie wlałem i tabletki, które
wziąłem nagle przestały działać. Ubrałem się i wybiegłem z sypialni. Rozejrzałem
się po klubie, szukając Matta. Podszedłem do baru i zapytałem:
- Nie
widzieliście gdzieś mojego towarzysza, z którym tu dziś przyszedłem?
- Wychodził
jakąś godzinę temu. Proszę zapytać bramkarza czy wrócił. – odpowiedziała mi
barmanka z rudymi kręconymi włosami.
Zrobiłem jak
mi powiedziała i zapytałem bramkarza, na co on mi odparł:
- Wsiadł do
taksówki z jakąś płaczącą brunetką.
- Z
brunetką? Przecież bawił się dziś z blondynką.
- Ja tam nie
wnikam z kim on się bawi. Spotkał ją tu przed wejściem. Wydawał się na
zaskoczonego, że ją tu widzi.
- Dzięki. –
rzuciłem do bramkarza, dałem mu stu dolarowy napiwek i machnąłem na taksówkę.
Nie
wierzyłem, że Matt mógł mnie tak zostawić. Myślałem, że dobrze bawił się z tą
blondyną. Musiałem z kimś teraz porozmawiać, bo myślałem, że za raz eksploduje
mi czaszka, więc kazałem taksówkarzowi zawieźć się do Matta.
*Nicole*
Leżałam
wtulona w pierś Matta, kiedy zorientowałam się, że jedziemy w złą stronę.
- Matt,
gdzie my jedziemy? – zapytałam
- Spokojnie,
obiecałem ci przecież, że zabiorę cię do Jamesa.
- Ale gdzie
on jest?
- Czeka u
mnie.
Taksówka
zwolniła, a ja wyjrzałam przez okno. Z przerażeniem stwierdziłam, że jesteśmy
pod budynkiem, z którego niedawno uciekłam. Odwróciłam się do Matta i w tej
chwili zrozumiałam dlaczego głos mojego porywacza wydał mi się znajomy.
- Wybacz
słonko, ale wlazłaś z buciorami do złego świata. – powiedział Matt i przyłożył
mi do twarzy chusteczkę.
Szarpałam
się, ale na darmo bo po chwili chloroform zaczął działać i osunęłam się w
ciemność.
- Obudź się!
– ktoś krzyknął i wymierzył mi cios otwartą dłonią w policzek.
Chciałam
rozmasować bolące miejsce, ale ręce miałam do czegoś przywiązane. Kiedy
odzyskałam ostrość widzenia zobaczyłam, klęczącego nade mną okrakiem Matta.
- Nareszcie
się obudziłaś słonko. – uśmiechnął się.
Spojrzałam
na moje ręce. Były przywiązane do ramy łóżka, tak samo jak nogi. Miałam na
sobie tylko bieliznę.
- Myślałem,
że ta noc ułoży się troszkę inaczej. Zmusiłaś mnie do tego swoją ucieczką. Tak
czy siak wylądowałaś w moim łóżku. – zaśmiał się ochrypłym od pożądania głosem –
I tak sobie długo nie pożyjesz. To będzie twój ostatni numerek przed śmiercią
dziwko.
Nachylił się
i brutalnie przyssał się do moich ust. Od razu ugryzłam go w dolną wargę.
- A więc ty
taka? – powiedział, odsuwając się ode mnie z sykiem – Koniec zabawy!
Krzyknąwszy
to zdjął spodnie i rozerwał moje majtki. Jego na wpół twardy fallus zadyndał
nad moim kroczem. W ostatniej chwili udało mi się wyswobodzić jedną rękę z
więzów i paznokciami przeorałam twarz mojego oprawcy. Matt zawył z bólu i
stoczył się z łóżka na ziemię.
- Ty ździro!
– zawył i przejechał dłonią po krwawiącym policzku.
Już miał
rzucić się na mnie, gdy drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem i padły strzały.
Matt runął na podłogę miotając się w śmiertelnych drgawkach. Do pokoju wbiegł
James i momentalnie zaczął mnie rozwiązywać, składając przy tym na mojej twarzy
tysiące mokrych od łez pocałunków.
*James*
Mimo, iż od
dawna zszedłem z Boskiej ścieżki, teraz zacząłem śpiewać w duchu „Alleluja”.
Ręce mi się trzęsły, a przez łzy cisnące się do oczu niewiele widziałem. Kiedy
już udało mi się uwolnić Nicole z więzów, chwyciłem ją w ramiona i nie chciałem
puszczać już nigdy. Oboje szlochaliśmy, a nasze serca prześcigały się, które
szybciej jest w stanie bić. Chwyciłem twarz Nicole w dłonie i powiedziałem:
- Choćby nie
wiem co, już nigdy cię nie stracę. Choćbym miał wszystkich zabić.
- Proszę cię
James, już nikogo nie zabijaj. – powiedziała i pocałowała mnie długo i miękko.
*Nicole*
Niecałą
godzinę później siedzieliśmy oboje w wannie w mieszkaniu Jamesa. Nic nie
mówiliśmy tylko delikatnie pieściliśmy się nawzajem. Leżałam na jego piersi i
robiłam pianę w jego włosach na klacie. W końcu odchrząknął i powiedział:
- To
wszystko przez co przeszłaś to moja wina.
- Ćśśśś. –
chciałam go uciszyć, aby nie mącił tej spokojnej chwili.
- Musimy to
wyjaśnić. – wziął głęboki wdech czekając chyba na moją zgodę, ale ja nic nie
powiedziałam, więc ciągnął dalej – Po akcji z Fabregasem, wróciłem do
mieszkania i znalazłem liścik. Było w nim napisane, że nie chcesz mnie już
znać, że odchodzisz. Załamałem się. Uwierzyłem w to, po tym czego się o mnie
dowiedziałaś. – przerwał i przeczesał mokre włosy, które spadły mu na czoło –
Wszystko to prawda. Ale chciałbym, żebyś dała mi szanse się wytłumaczyć. –
znowu przerwał czekając na moją reakcję, ale ja nadal leżałam bez ruchu i z
zapartym tchem – Tak, wiem, tłumaczy się tylko winny, ale nie mówię, że nie
jestem winny. Wszystko zaczęło się gdy miałem 16 lat. Spotkałem dziewczynę, dla
której straciłem głowę i serce. Kochałem ją nad życie. Miała na imię Emily.
Była piękna i delikatna jak porcelanowa laleczka. Za każdym razem gdy brałem ją
w objęcia, bałem się, że się rozkruszy. A kiedy ją puszczałem tym bardziej
ogarniał mnie strach. W ogóle nie pasowała do mojego świata. Ochroniarze mojego
ojca nie raz wynosili trupy z jego gabinetu. Wiedziałem, że nie może dowiedzieć
się o Emily. Pewnego dnia, zobaczył mnie z nią jadąc swoją limuzyną. Kazał
kierowcy się zatrzymać. Wysiadł i z uśmiechem zaprosił Emily do nas na kolację.
Nie wierzyłem w swoje szczęście. Była szansa, że ojciec zaakceptuje moją
wybrankę. Na kolację Emily wystroiła się w swoją najlepszą sukienkę.
Zachowywała się uprzejmie i jak to ona – bardzo delikatnie. Ojciec był niezmiernie
zainteresowany jej osobą i wypytywał ją o wszystko. Emily to speszyło. Z taktem
podziękowała za kolację i cicho powiedziała, że na nią już pora. Wtedy ojciec
wstał, wyciągnął spod stołu pistolet i zanim ktokolwiek zdołał się ruszyć,
strzelił Emily prosto między oczy. Krew pociekła po jej bladym nosku. Nawet nie
spadła z krzesła. Siedziała dokładnie jak porcelanowa laleczka. Ojciec spojrzał
na mnie, pokręcił głową z dezaprobatą i wyszedł. Od tego czasu co noc budziły
mnie koszmary. Zasypiając z twarzą Emily pod powiekami, budziłem się po chwili z
krzykiem.
James
przerwał opowieść i zanurzył się cały pod powierzchnię wody. Tkwił tak dobre
kilka minut. Wiedziałam jak ciężko jest mu o tym mówić. Skuliłam się po drugiej
stronie wanny i czekałam aż się wynurzy. Kiedy to zrobił, odgarnął włosy i
wyciągnął do mnie ramiona mówiąc:
- Nie
odsuwaj się ode mnie. Chodź tu.
Przygarnął
mnie do siebie i kontynuował opowieść:
- Wtedy
zacząłem zabijać. Odkryłem, że przynosi mi to ulgę w cierpieniu. Koszmarów się
nie pozbyłem, ale zabijanie pozwoliło mi przeżyć ten czas kiedy nie spałem.
Było tak do momentu, aż poznałem ciebie. Kiedy po tym co ci zrobiłem, zasnąłem
u twego boku, po raz pierwszy nie miałem koszmaru o Emily. Gdy się obudziłem,
już cię chyba kochałem.
Łza spłynęła
mi po policzku i kapnęła do zimnej już wody w wannie. Otarłam policzek, a wtedy
James pocałował mnie w czoło i powiedział:
-
Przepraszam. Teraz proszę, powiedz coś. Cokolwiek.
Przełknęłam
ślinę, która ledwo przeszła przez ściśnięte gardło i odpowiedziałam:
- Jedyne co
mogę powiedzieć, to że cię kocham Jamesie Maslow.
_______________________________________________________________________________
Jezuuu ! Piękne *-* wiedziałam, że ta historia nie może się tak skonczyć jak to było w 3 części.
OdpowiedzUsuńMatt był prawdziwym przyjacielem? Serio? Od razu podziękowała bym za takiego przyjaciela -,-
To opowiadanie było świetne :))
Jak zawsze mistrzostwo! ❤ Kolejna czesc ma byc jeszcze lepsza❤
OdpowiedzUsuńW końcu się doczekałam. Kiedy zobaczyłam to w powiadomieniach, od razu przypomniało mi się to wszystko. Matt to największa dwulicowa świnia. Jak on mógł? Tutaj pomagał Jamesowi a tam więził Nicole. Fantastyczna część tylko brakowało mi jednej małej rzeczy.... żebyś napisała pod spodem coś od siebie, bo nie wiemy co się z Tobą dzieje ;p
OdpowiedzUsuńO Boziu, jest 4 część!
OdpowiedzUsuńAle chyba nie ostatnia?
Nie wierzę, żeby James nie chciał się zemścić, to nie w jego stylu.
Ogólnie biedna Emily, ale to chyba i tak przeszłość, prawda?
Czekam!
http://this-love-is-forbidden.blogspot.com/
Ło kochana! To poleciałaś :)
OdpowiedzUsuńJak ja tęskniłem za tym opowiadaniem...
Nicole i James jednak razem. jejku ile ona przeszła przez ostatni czas... On w sumie też.. Biedni.. ALe teraz mają sb wiec bd lepiej :)
Przyjaciel jamesa okazał sie skurwielem.. Dobrze że go zajebał! Chuj jeden !
Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć że było genialnie. Czekam na kolejną część z niecierpliwością ^^
Super!!
OdpowiedzUsuńO cholera! Super! Na to czekałam! Będzie kolejna część?
OdpowiedzUsuńUwielbiam to! Po prostu uwielbiam!
OdpowiedzUsuńJames i Nicole znowu razem<3. Wiedziałam że James ja znajdzie. Przeczuwałam to.
Od początku czułam ze z tym Mattem jest coś nie tak. Dobrze że James go zabił.
Czekam na kolejna część <3
Ile ja musiałam czekać na tą część! Wreszcie jest! Jak zwykle było tyle emocji, że obgryzłam paznokcie. Jesteś świetna dziewczyno. Kocham cię i to opowiadanie xoxo
OdpowiedzUsuńBOSKIE, EKSTRA, SUPER, ZAJEBISTE. Uwielbiam Porwaną i porywacza. Błagam napisz książkę! Kupię ją jako pierwsza!
OdpowiedzUsuńto jest zajefajne! super! zapraszam na mojego bloga mhspfan.pingler.pl
OdpowiedzUsuńNiesamowite!!!!
OdpowiedzUsuń