*James*
- Na co masz
dziś ochotę? – zapytałem Nicole
- Na ciebie.
– odpowiedziała ciągnąc mnie za kołnierzyk koszuli
- Miałem na
myśli coś do jedzenia. – zganiłem ją próbując udawać poważny ton, ale chyba mi
to nie wyszło.
- Hmm, no to
może owoce morza?
-
Restauracja Mirello? – zaproponowałem
- Ty znasz
się na tym lepiej.
- No to leć,
ubierz się w coś eleganckiego.
Gdy tylko
Nicole opuściła salon, zadzwonił mój telefon.
-
Słucham. – odebrałem szorstko
- Mamy informacje o ludziach, którzy was
śledzą. – usłyszałem po drugiej stronie głos mojego starego kumpla.
- Matthew? Gdzie Witalij? To on prowadzi tę sprawę.
- To chyba nie rozmowa na telefon. Mogę wpaść
do ciebie?
- Jeśli to
takie ważne.
- Sam się przekonasz.
Ton jego
głosu mnie zaniepokoił. Nie chciałem jednak snuć domysłów. Poszedłem do
garderoby, gdzie Nicole przeglądała ubrania nie mogąc się zdecydować co włożyć.
- Ułatwię ci
sprawę. Nie musisz się przebierać. Kolację zjemy w domu. Ktoś do nas wpadnie. –
powiedziałem zerkając zza winkla, na roznegliżowaną Nicole.
- To raczej
służbowe spotkanie, ale racja, to będzie nasz pierwszy gość.
- I tak
musze jakoś wyglądać, więc pomóż mi coś dobrać do tej spódnicy.
- Jak dla
mnie mogłabyś być nago. – zaproponowałem
- Dla ciebie
może tak, ale co na o twój gość?
- On pewnie
też nie miałby nic przeciwko temu. – zaśmiałem się wyobrażając sobie jak
Matthew wchodzi do naszego mieszkania, a naga Nicole proponuje mu kawę lub herbatę.
- Chciałbyś,
żeby obcy mężczyzna patrzył na moje nagie ciało?
- Masz
rację, nie chciałbym. Jedyne czego chcę to wziąć cię teraz, tu, na podłodze.
- O nie,
nie. Kiedy ten twój gość ma przyjść?
- W zasadzie
nie wiem.
- A co by
było, gdyby przyszedł, a my bylibyśmy w trakcie?
- Nie
wpuściłbym go, dopóki byśmy nie skończyli.
- Istniałoby
ryzyko, ze spędziłby tam cały wieczór. Zabawimy się po kolacji.
-
Obiecujesz?
- Czy ja ci
kiedyś nie dałam tego czego chciałeś, jeśli chodzi o sferę erotyczną?
Te iście
małżeńskie przegadywanki przerwał nam dzwonek do drzwi.
- To pewnie
Matthew. Pójdę otworzyć, a ty się ubierz.
*Nicole*
Kiedy
weszłam do salonu, gość Jamesa siedział już na kanapie. Wyglądał dość młodo.
Powiedziałabym nawet, że był młodszy od Jamesa. Miał bujne, czarne włosy, które
kosmykami spadały mu na oczy. Co jakiś czas potrząsał głową, aby strząsnąć je z
czoła. Nie byłam pewna jak się z nim przywitać, więc tylko chrząknęłam, aby
zwrócić na siebie uwagę obu mężczyzn. Na mój widok gość poderwał się z kanapy i
ze zdziwieniem wpatrywał się w moją postać, jakbym była co najmniej duchem.
James spokojnie wstał, podszedł do mnie i gestem zapraszając swojego znajomego,
by podszedł, powiedział:
- Matthew,
poznaj Nicole, moją narzeczoną. Nicole to jest mój przyjaciel Matthew.
- Miło mi. –
odpowiedziałam szczerze i wyciągnęłam rękę do Matta
-
Narzeczona? – zdziwił się mężczyzna, ale odwzajemnił mój uśmiech i uścisnął
moją wyciągniętą dłoń.
Nachylił się
do Jamesa i szepnął mu do ucha:
- Myślałem,
że się jej pozbyłeś.
- Dużo by
opowiadać. – powiedział James – Kochanie, zrobisz nam jakiegoś drinka? – dodał,
przepraszając mnie wzrokiem za nieodpowiednie zachowanie jego kumpla.
Poszłam do
kuchni i szybko przygotowałam ulubione drinki Jamesa. Tyle razy już je
przygotowywałam, że robiłam wszystko automatycznie, skupiając słuch na rozmowie
dochodzącej z salonu.
- Sprawy nie
wyglądają dobrze. – zaczął Matt
- Co z
Witalijem? – zapytał James, a w jego głosie usłyszałam nutę zaniepokojenia
- Poległ w
trakcie ucieczki. Odkryli jego podsłuchy i szybko go namierzyli. Zostawił
wszystko i zaczął uciekać, ale dopadli go po kilku dniach na przejściu
granicznym z Kanadą.
- To by
wyjaśniało czemu nie miałem od niego raportów.
Zdziwiłam
się, że James najpierw udaje troskę o tego Witalija, a potem narzeka na brak
raportów. W wyniku wykonywania jego rozkazów, zginął człowiek, a on podchodzi
do tego z taką łatwością. Rozlałam drinki do szklanek, przystroiłam plasterkami
limonki i wróciłam do salonu.
- Ale wiemy
już o co w tym wszystkim chodzi. Z ostatnich zapisów podsłuchu wynika… - Matt
urwał zdanie, gdy weszłam z drinkami.
Postawiłam
szklanki na stoliku, a sama usiadłam skrzyżnie na fotelu i przybrałam pozę
uważnego słuchacza. Matt popatrzył na mnie, potem na Jamesa, jakby spodziewał,
że ten karze mi wyjść. James spokojnie powiedział:
- Kontynuuj.
- A ona? –
zapytał, tym razem nie kryjąc już, że nie pasuje mu moja obecność.
- A ona,
zostaje. – odpowiedział stanowczo piorunując Matta wzrokiem
Matthew
jeszcze raz popatrzył na mnie nieufnie i kontynuował:
- A więc, z
tych nagrań dowiedzieliśmy się, że pewna szycha zbiera informacje na nasz
temat. Nasz, to znaczy wszystkich, którzy kierują jakimiś grupami
przestępczymi.
- Co to za
szycha i ile wie? – zapytał James
- Niejaki
Alex Fabregas i obawiamy się, że może wiedzieć już dużo. Witalij pewnie nie
puścił pary z ust, ale ostatnio zniknęło nam kilku ludzi. Nie wiemy gdzie się
podziali, ale może stać za tym Alex.
- A co my o
nim wiemy?
- Fabregas
to raczej nie jego prawdziwe nazwisko, bo nie możemy dojść do żadnego członka
jego rodziny. Wszystkie zdobyte informacje trzyma na przenośnym dysku. Nasi
informatycy codziennie obserwują duży transfer danych na jego komputer, ale
wszystko szybko znika i nie są w stanie niczego skopiować. Prawdopodobnie dysk
trzyma w swoim apartamencie w hotelu Amaret. Jeszcze nie wiemy, który to
apartament.
- Musimy tam
kogoś wysłać.
- Właśnie w
tym jest problem. Nie ma szans się tam dostać. W recepcji pracują jego ludzie i
znają praktycznie każdego z nas. Odpada zatem wejście tam jako gość hotelu.
Włamać się też nie ma jak, bo budynek jest oświetlony jak szopka
bożonarodzeniowa i każdy nas zauważy.
- Hmm,
faktycznie nieciekawie.
- Dlatego
przyszedłem z tym do ciebie.
Zapadła
chwila milczenia. James usilnie myślał, a Matt jakby czekał na jego cudowne
objawienie. Wtedy coś mi zaświtało w głowie, więc odchrząknęłam i powiedziałam:
- Trzeba
znaleźć jego słaby punkt.
- Taa, bo to
takie łatwe. – zakpił Matt
- Zamknij
się Matthew. – warknął James, a potem zwrócił się do mnie – Co masz na myśli?
- Co jest
główną słabością mężczyzny? No chyba, że jest gejem.
- Kobiety. –
odpowiedział z entuzjazmem James – Jesteś genialna.
- Że co? –
zdziwił się Matt
- Znajdź
jakąś agentkę. Musi zbliżyć się do Fabregasa i wykraść dysk.
- Nie mamy,
żadnej agentki. Sam mówiłeś, że z babami zawsze jest problem, to nie mamy
żadnej w ekipie.
- Ja
mogłabym pomóc. – zaproponowałam
Wyraz twarzy
jaki przybrał James można by określić czymś pomiędzy „ha ha, ale zabawne” a
„jeszcze raz tak powiesz, a cię zabiję”. Matthew wyglądał na rozbawionego.
- No co? –
zapytałam urażona – Macie lepszy pomysł?
- Ej, wiesz
co James, to mogłoby się nawet udać. – nagle Matthew z rozbawionego stał się
poważny
- Co? –
James niedowierzał
- W
telewizji uznali ją za martwą. Rodzina wyprawiła nawet pogrzeb. Sam myślałem,
że ona już nie żyje. Twoja narzeczona oficjalnie nie istnieje. Stworzymy jej
jakąś inną tożsamość, trochę podrasujemy i będzie idealną wtyką.
Zanim
Matthew zdążył zrobić wdech po swojej wypowiedzi, James rzucił się na niego i
oboje wylądowali na podłodze u moich stóp.
- Kogo
chcesz podrasować? Moją narzeczoną? Może ja ci ryj podrasuję? Albo urwę ci jaja
i sam pójdziesz jako wtyka do Fabregasa.
- Ej, ej,
ej. James, uspokój się. – odciągnęłam go od przerażonego Matta i posadziłam z
powrotem na kanapie.
Usiadłam
obok niego, chwyciłam go za ręce i powiedziałam:
- Jeśli
chcesz ten dysk, to chyba jedyna opcja.
- Nie ma
mowy! – wrzasnął zrywając się na równe nogi
- James
przemyśl to jeszcze. – powiedział Matt zbierając się z podłogi – Nie mamy dużo
czasu. – dodał, a potem wyszedł z mieszkania.
*James*
Nigdy w
życiu nie słyszałem bardziej niedorzecznego pomysłu. Mimo, że Matt już opuścił
nasze mieszkanie, nadal ciężko dyszałem. Krew we mnie buzowała, a do tego
Nicole zaczęła mnie męczyć.
- Proszę,
pozwól mi pomóc. Byłabym świetną agentką.
- W ogóle
nie wiesz jakie to niebezpieczne. Nie znasz się na tym.
- No to mnie
nauczysz. Poza tym, z Tobą jakoś sobie poradziłam. – powiedziała, uśmiechając
się, co doprowadziło mnie na skraj nerwów.
- Nie ma
mowy! – wybuchnąłem – Jeszcze nie jesteś moją żoną, a już się wymądrzasz.
Wolałem jak siedziałaś cicho i robiłaś mi loda na zawołanie. Miałaś wtedy
zatkane usta i przynajmniej nie odzywałaś się, gdy przyszedł ci do głowy jakiś
niedorzeczny pomysł.
Z każdym
moim słowem, oczy Nicole wypełniały się łzami. Stała przede mną i czekała aż
skończę. Kiedy zamilkłem, odwróciła się i pobiegła do łazienki. Teraz byłem
wściekły na siebie a nie na nią. Podszedłem do drzwi łazienki i zapukałem.
- Nicole.
Przepraszam. – powiedziałem najdelikatniejszym głosem jaki byłem w stanie z
siebie wydobyć.
Zamiast
jakiejkolwiek odpowiedzi usłyszałem jak Nicole odkręca kurek z wodą.
Wiedziałem, że teraz nic nie wskóram. Wróciłem więc do salonu i chwyciłem za
telefon. Wybrałem numer Matta, który odebrał po pierwszym sygnale.
- Namyśliłeś się już? – zapytał
- Tak.
Poślij do tego hotelu Miguela i Stevensa. Pracują dla nas od niedawna, więc
Fabregas nie powinien mieć ich danych. Niech się czegoś dowiedzą.
- Jak uważasz. – rzucił krótko Matt i
rozłączył się.
Nie mając
nic lepszego do roboty, siedziałem na kanapie i wpatrywałem się w zgaszony
ekran telewizora. Nicole cichcem przemknęła do sypialni. Postanowiłem dać jej
chwilę spokoju i udałem, że nic nie słyszałem.
Za oknem
było już całkiem ciemno, gdy zadzwonił mój telefon.
- Tak? –
odebrałem, wiedząc, że to Matt
- Zastrzelili Stevensa, a z Miguelem
straciliśmy kontakt. Nie wiemy czy żyje.
Wziąłem
głęboki oddech i odsunąłem na chwilę telefon od ucha. Zobaczyłem, że Nicole
stoi w wejściu do salonu.
- Ile osób
ma jeszcze zginąć przez twoją upartość? – zapytała z wyrzutem.
Nie
odpowiedziałem jej i wróciłem do rozmowy z Mattem.
- Wyślij
siedmiu naszych. Tym razem, niech nie wchodzą od frontu. Spróbujcie wejść
wentylacją.
- James, przecież mówiłem ci…
- Bez
dyskusji. – przerwałem mu i rozłączyłem się.
Spojrzałem
na Nicole, a ona tylko pokręciła głową i wróciła do sypialni. Wolałem stracić
tuzin moich ludzi, niż narazić ją na niebezpieczeństwo. Rozmyślając nad całą tą
sprawą zasnąłem. Obudziły mnie wściekłe wibracje mojej komórki. Zerknąłem na
wyświetlacz. Było wpół do trzeciej. W momencie się rozbudziłem, gdy zauważyłem
sms’a od Matta.
„ Z siedmiu naszych
zrobili sieczkę. Nie wyślę już więcej ludzi, choćbyś mi groził.”
Nie
wiedziałem już co mam robić. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że pomysł z
wykorzystaniem Nicole był jedynym rozwiązaniem. Musiałem jednak to przełknąć.
Wziąłem szybki prysznic i poszedłem do sypialni. Położyłem się obok Nicole,
która od razu otworzyła oczy. Patrzyła na mnie w milczeniu, ale widziałem w jej
oczach pytanie o powodzenie misji. Pokręciłem przecząco głową, a wtedy
odwróciła się do mnie plecami. Miałem nadzieję, że przez noc jeszcze coś
wymyślę.
Rano byłem
prawie nieprzytomny. Musiałem wziąć zimny prysznic. Moje rozmyślania pod
strumieniem chłodnej wody, przerwał telefon od Matta.
- Tak?
- Dziś wieczorem w hotelu Amaret jest bal.
Chciałem tylko powiedzieć, że byłaby to idealna okazja dla agentki, której nie
mamy. No, ja tylko tyle chciałem.
Matt
rozłączył się zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć. Owinąłem ręcznik wokół bioder
i wróciłem do sypialni.
- Nicole,
śpisz? – zapytałem cicho.
Pokiwała
twierdząco głową. Mimowolnie się uśmiechnąłem, ale za raz potem przypomniałem
sobie co właśnie zamierzałem jej powiedzieć. Usiadłem na kraju łóżka i powiedziałem:
- Musimy
zaryzykować ten plan z agentką. – poczekałem chwilę w nadziei, że Nicole się
odezwie, ale tak się nie stało – Dziś wieczorem jest bankiet w tym hotelu i
gdybyś zechciała nam pomóc… - urwałem w pół zdania, bo nie wiedziałem co dalej
powiedzieć.
- Co to za
niedorzeczny pomysł? – prychnęła po chwili, otwierając jedno oko, aby zmierzyć
mnie lodowatym spojrzeniem.
- Wiem
Nicole, przepraszam. Za to, że cię nie posłuchałem od razu. Za to, co
powiedziałem wczoraj. Za wszystko cię przepraszam, ale jesteś nam potrzebna.
- Mnie się
już ode chciało. – powiedziała i odwróciła się na drugi bok.
- Nicole,
jeśli nam nie pomożesz, zginie jeszcze więcej osób.
- Co mnie
to?
- Nicole,
proszę.
- Nie.
- Wiem, że
się na mnie gniewasz. Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła.
Odpowiedziała
mi chrząknięciem, co mogłem odczytać w tylko jeden sposób. Obszedłem łóżko i
skierowałem się do barku. Otworzyłem go i nalałem sobie szklankę Whisky. Kątem
oka zobaczyłem, że Nicole patrzy na mnie spod wpółotwartych powiek. Dyskretnie
poluzowałem ręcznik na moich biodrach, który po chwili się ze mnie zsunął. Nic
sobie z tego nie robiąc, sączyłem powoli moje Whisky. Nicole przez chwilę
patrzyła na moje nagie ciało, a potem nasunęła sobie kołdrę na głowę. Szybko
opróżniłem do reszty szklankę i odstawiłem ją. Zbliżyłem się do łóżka i unosząc
kołdrę od strony nóg, wsunąłem się pod nią. Nicole pisnęła, kiedy spróbowałem
dobrać się do jej muszelki. Zacisnęła
nogi, ale ja zacząłem ją łaskotać. Kuliła się i piszczała, a dźwięk ten był tak
słodki dla moich uszu, że sam zacząłem chichotać.
- Jezu…
James… przestań… bo… się… posikam. – ledwo wydyszała, bo nie przestawałem jej
łaskotać.
- A
rozchylisz te nogi? – zapytałem
- Tak… tak…
- piszczała.
*Nicole*
Nie
wytrzymałabym już dłużej tych tortur. Rozchyliłam więc nogi, dając mu wolne
pole do działania. Musiałam nabrać powietrza, więc wysunęłam głowę spod kołdry.
W drugim końcu łóżka, gdzie powinny być moje nogi, świecił teraz seksowny tyłek
Jamesa. Pod kołdrą, jego ręce wędrowały po moich udach. Mimowolnie pisnęłam, gdy
poczułam jego oddech na mojej kobiecości.
-
Przestaniesz piszczeć? – zapytał, udając poważny ton.
Nawet kiedy
żartował, w jego głosie było coś takiego, że nie byłam w stanie mu się
sprzeciwić. Zagryzłam więc kołdrę, a James zaczął zataczać kółka językiem,
wokół mojej kobiecości. Kiedy już moja szparka była wilgotna od moich soków i
jego śliny, włożył we mnie dwa palce i zaczął nimi energicznie poruszać. Po
chwili zaczęłam przeżywać kosmos. Gdy moje ciało napięło się pod wpływem
pierwszych oznak orgazmu, James wsunął się cały pod kołdrę. Jego twarz nagle
pojawiła się koło mojej. Był cały czerwony z gorąca panującego pod kołdrą. Na
chwilę odwrócił moją uwagę soczystym pocałunkiem. Nie dało się jednak nie
poczuć, jak jego twardy, potężny członek wszedł we mnie. Jęknęłam mu prosto w
usta, a on pomału się ze mnie wycofał. Kiedy ponownie wszedł, byłam już przygotowana.
Mocnymi pchnięciami powodował, że łóżko milimetr po milimetrze przesuwało się
po drewnianej podłodze. Chwyciłam się jego mocno napiętych ramion i wbiłam w
nie paznokcie. Wtedy James odwdzięczył się gryząc mnie w szyję. Kiedy trochę
zwolnił tempo, zaczęłam zaciskać i rozluźniać mięśnie. Wiedziałam, że to
sprawia mu największą przyjemność. Nie musiałam długo czekać na efekt. Moje
ciało na chwilę zesztywniało, gdy poczułam ciepłą spermę, która mocno we mnie
trysnęła. Wtedy przyszło również moje spełnienie. Pomału zaczęłam się
rozluźniać, a James wciąż na mnie leżał. Oparł łokcie po obu stronach mojej
głowy i bawiąc się moimi włosami patrzył mi w oczy.
- Teraz nam
pomożesz? – zapytał
- A co jeśli
nie?
- Nie wyjdę
z ciebie póki się nie zgodzisz.
- Hmm,
kusząca propozycja. – zamruczałam.
- No więc
jak będzie?
- Jeszcze
momencik. – pocałowałam go, przedłużając chwilę – No dobra. Teraz mogę wam
pomóc.
Wtedy James
wyszedł ze mnie, a ja wyskoczyłam szybko z łóżka krzycząc:
- Zajmuję
łazienkę! Musimy się przygotować na wieczór.
Byłam
strasznie podekscytowana. Wreszcie zobaczę czym zajmuje się mój facet. Wzięłam
ekspresową, ale dokładną kąpiel. Kiedy wyszłam z łazienki, James kazał ubrać mi
dres i wyszliśmy. Wsiedliśmy do nowego, nierzucającego się w oczy samochodu.
Tym razem był to srebrny Seat Cordoba. Po kilku kilometrach jazdy główną drogą,
odbiliśmy w boczną uliczkę. Po pół godzinie jazdy, przestałam już liczyć
zakręty, tylko zamknęłam, oczy bo robiło mi się już niedobrze od ciągłej jazdy po
nierównościach. Wreszcie dojechaliśmy do jakiegoś budynku. Wyglądał na stary
magazyn. Gdy tylko podjechaliśmy bliżej, jedne z wielkich drzwi garażowych
otworzyły się, a my wjechaliśmy do środka. Kiedy drzwi się zamknęły, zapanowała
ciemność, bo James od razu zgasił silnik. Pomału zaczęły rozświetlać się
reflektory wiszące u sufitu. W garażu pojawiło się kilku ludzi, a wśród nich
Matt. Wysiedliśmy z samochodu i James przedstawił mnie swoim ludziom jako nową
agentkę. Po moim ciele przeszedł dreszcz ekscytacji. Uśmiechałam się szeroko,
ale pozostali nie podzielali mojego entuzjazmu. Szorstko się ze mną przywitali,
nawet nie podając mi ręki. Matt powiedział:
- Ándre już
jest gotowy.
- Świetnie.
– powiedział James, a potem zwrócił się do mnie – Pójdziesz teraz z moimi
ludźmi do Ándre. On zajmie się twoją metamorfozą.
Kiwnęłam
głową, ale moja pewność z siebie gdzieś uciekła, gdy usłyszałam jego poważny
ton. Jeden z ludzi Jamesa wskazał mi drzwi. Ruszyłam niepewnie we wskazanym
kierunku, a kilku facetów poszło za mną. Miałam nadzieję, że James do nas
dołączy, jednak on i Matt poszli w przeciwną stronę. Bez Jamesa u boku, czułam
się zagubiona w tak wielkim gmachu. Byłam prowadzona długim korytarzem, aż
doszliśmy do czarnych drzwi ze złotą gwiazdą. Od razu skojarzyło mi się to z
garderobą gwiazd. Kazano wejść mi do środka. Pomieszczenie wydawało się małe,
bo wszystkie ściany zastawione były szafami i szafeczkami. Na każdej z nich
stały głowy manekinów, prezentujące różne peruki. Zastanawiałam się czy
dostanę, którąś z nich. Z zadumy wyrwał mnie słodki głosik z francuskim
akcentem:
- Witaj moja
droga. Jestem Ándre.
Odwróciła
wzrok od peruk i spojrzałam na faceta z walizeczką pełną kosmetyków. Był
szczupły i wysoki. Chyba nawet wyższy od Jamesa. Miał czarne obcisłe spodnie i
błyszczącą złotą koszulkę. Jego wymodelowane czarne włosy różniły się lekko
kolorem od ciemnobrązowej, koziej bródki. Całość, w połączeniu z francuskim
akcentem, komponowała się w stereotypowy obraz geja.
- Podejdź do
mnie słonko. Niech no spojrzę. – powiedział Ándre – Fiu, fiu. – zagwizdał z
zadowoleniem obracając mnie dookoła. – Lubię bawić się z takimi kobietami. –
dodał z uśmiechem.
Przez chwilę
zastanawiałam się czy aby na pewno jest gejem, ale gdy zaczął opowiadać mi o
wszystkich kosmetykach, uspokoiłam się.
*James*
Siedzieliśmy
z Mattem, w moim biurze i obmyślaliśmy plan działania. Co raz bardziej
zaczynałem wierzyć, że może nam się udać. Bankiet zaczynał się o 20, więc
musieliśmy się sprężać. Obmyślenie planu to dopiero początek. Miałem nadzieję,
że Nicole wszystko szybko zrozumie.
- A więc
tak. – zaczął Matt – Nicole z fałszywym
zaproszeniem wejdzie na bankiet. Jak już wejdzie do środka to jej
zadaniem będzie znaleźć Fabregasa. Nicole do niego podejdzie i przedstawi się
jako Jessica Bell, reporterka The Times. Będzie chciała przeprowadzić wywiad z
tak wpływowym, bogatym i przystojnym biznesmenem jak Alexander Fabregas.
- Ekhm. –
chrząknąłem z niezadowoleniem na samą myśl, że Nicole miałaby tak
komplementować jakiegoś innego mężczyznę.
- James, to
konieczne Nicole musi wypaść wiarygodnie. – uspokajał mnie Matt, bezbłędnie
odczytując moje obiekcje.
- Dobra,
kontynuuj.
- Kiedy Fabregas
już łapnie haczyk, Nicole będzie musiała
go… poderwać.
Ostatnie
słowo Matt wypowiedział bardzo cicho, ale i tak zaczęła mi pulsować żyłka w
oku. Nic nie powiedziałem, więc Matt mówił dalej.
- Jeśli
wszystko dobrze pójdzie, Fabregas powinien ją zaprosić do swojego apartamentu.
Eee… James, wszystko w porządku? – zapytał Matt widząc, że robię się czerwony
na twarzy i oddycham ciężko jak rozjuszony byk.
- Wszystko…
w… porządku… W najlepszym porządku. – wydyszałem.
- I teraz
najtrudniejsza cześć zadania. Nicole będzie musiała wyciągnąć od Fabregasa
gdzie jest sejf z dyskiem i kod do tegoż sejfu. Zaproponuje mu jakiś
alkohol. A gdy już wyciągnie potrzebne
informacje, wleje mu do szklanki zawartość tej oto buteleczki. – Matt wyjął z
kieszeni małą fiolkę.
- Co w niej
jest? – zapytałem
- Coś na
sen. Musiałbyś zapytać naszego chemika co to dokładnie jest. Ważne, że po tym
Fabregas uśnie jak małe dziecko, a wtedy Nicole będzie mogła zabrać dysk i
spokojnie opuścić hotel.
- Wszystko
ładnie, pięknie, ale czy Nicole sobie poradzi? – wyraziłem swoje wątpliwości.
- James,
skoro z tobą sobie poradziła, to z tym zadaniem też sobie poradzi.
Wtedy do
pomieszczenia wszedł Ándre. Miał szeroki uśmiech na twarzy i z ekscytacją w
głosie powiedział:
- Panowie,
oto nasza agentka specjalna. Ta Da!
Wtedy weszła
Nicole. W zasadzie ledwo ją poznałem. Miała blond perukę, mocny wieczorowy
makijaż i obcisłą, granatową sukienkę, podkreślającą wszystkie walory. Ja i
Matthew wstaliśmy. Nie wiem czemu to zrobiliśmy, ale na widok tak pięknej
kobiety poderwaliśmy się z miejsc automatycznie.
- No i co
powiecie? – zapytała
- Ándre,
wspaniała robota! – wykrzyknął Matt
Ja nie
mogłem wydusić z siebie słowa.
- James,
przyznaj, że to był świetny pomysł. – zwróciła się do mnie Nicole
- Przyznam,
jeśli ten pomysł wypali.
*Nicole*
Co prawda
James, nie powiedział, że pomysł był świetny, ale widziałam, że zupełnie
zmieniło się jego nastawienie. Kiedy tłumaczył mi plan, wydawał się nawet
trochę podekscytowany. Obejrzałam chyba ze sto różnych zdjęć Fabregasa. Miał
czarną burzę włosów na głowie, lekko przyprószoną siwizną. Do tego pasująca,
idealnie podcięta bródka. Reszta twarzy wydawała się mieć dość mocno zaburzone
proporcje. Oczy były małe, a nos strasznie wielki i okrągły. Policzki wklęsłe,
za to usta pełne i czerwone. Nie był brzydki. Jego wygląd mógł zaintrygować
wiele kobiet. Jednak pewne było, że to nie mój typ. Gdy już zapamiętałam jak
mój cel wygląda, Matt podał mi flaszeczkę ze środkiem usypiającym, która
wyglądała jak mała buteleczka perfum. Wsunęłam ją do małej, srebrnej
kopertówki, którą do mojego stroju dobrał Ánrde. Na koniec James wpiął mi do
sukienki srebrną broszkę.
- Tutaj jest
głośnik, żebyśmy wiedzieli co się u ciebie dzieje. – powiedział, cmokając mnie
w usta.
Po
dziesięciokrotnym powtórzeniu planu wróciliśmy do garażu, gdzie uprzednio
zostawiliśmy samochody. Jednak zamiast naszego srebrnego Seata, w gotowości
stał czarny Aston Martin i duża, czarna furgonetka.
- W sam raz
dla damy. – powiedział Matt i ukłonił się przede mną, otwierając drzwi Astona.
Gdy już wsiadłam,
James kucnął przy mnie i wziął moje dłonie. Zbliżył je do ust i trzymał tak
przez chwilę.
- Nie
jedziesz ze mną, prawda? – domyśliłam się
- Niestety,
nie mogę. Pojadę furgonetką i stamtąd będę nad tobą czuwał. Uważaj na siebie.
Wstał i
zatrzasnął za mną drzwi. Wyjechaliśmy z garażu. Furgonetka w prawo, a Ja, w
Astonie, w lewo. Ciężko mi się oddychało, kręciło mi się w głowie, ale wytrwale
powtarzałam w głowie cały plan. Wydawał się prosty. Wejść, zakręcić się koło
odpowiedniego faceta, wypić z nim drinka, iść z nim do jego apartamentu,
wyciągnąć informacje o sejfie, uśpić go, zabrać dysk i wyjść. Buła z masłem.
Przełknęłam głośno ślinę i poprosiłam szofera o podkręcenie klimatyzacji bo z
nerwów oblałam się potem. Wydawało mi się, że jedziemy już kilka godzin. Co
chwila patrzyłam na zegarek, który uparcie pokazywał, że jedziemy dopiero 15
minut. Już chciałam być na miejscu. Jednak gdy dotarliśmy na miejsce, nie
mogłam ruszyć nogami. Staliśmy chwilkę pod wejściem do hotelu, kiedy nagle
młody mężczyzna ubrany w biały garnitur otworzył mi drzwi. Podskoczyłam
wystraszona i o mało nie uderzyłam go w twarz. Opanowałam się jednak i podałam
mu rękę, aby pomógł mi wysiąść. Gdy
tylko zatrzasnął za mną drzwi, zniknął. Przy wejściu stała dość duża grupa
ludzi i gawędziła w przerwie na papieroska. Drzwi pilnował ochroniarz, a obok
niego stał kolejny mężczyzna w białym garniturze. Podeszłam do nich, a wtedy ów
mężczyzna uprzejmie zapytał:
- Mógłbym
zobaczyć Pani zaproszenie?
Drżącymi
rękami wyjęłam z kopertówki sfałszowane zaproszenie i podałam je.
- Dziękuję
ślicznie i zapraszam do środka panno Bell.
Pierwszy
etap z głowy. Odetchnęłam i trochę się rozluźniłam. Szło jak z płatka. W hallu
panował względny spokój, ale gdy zbliżyłam się do sali, w której odbywał się
bankiet, zobaczyłam masę elegancko ubranych ludzi, rozmawiających tak głośno,
że obawiałam się, iż broszka z podsłuchem może nie wyłapać mojej rozmowy z
Fabregasem. Poprawiłam broszkę i wypięłam pierś. Zaczęłam rozglądać się
dookoła, ale w takim tłumie szukanie jednego faceta mogło zająć mi cały
wieczór. Niespodziewanie, ktoś złapał mnie pod ramię.
-
Najwyraźniej kogoś pani szuka. – usłyszałam głos tuż przy moim uchu.
- Jessica
Bell, reporterka The Times! – wykrzyczałam zaskoczona, odwracając się w
kierunku głosu.
Wielki nos,
małe oczka… tak, to był on. Sam mnie znalazł. Trochę wystraszyłam się, że
mogłam się zdemaskować, takim nagłym wybuchem, ale Fabregas spokojnie
powiedział:
- Witam,
Pani… Panno?
- Panno. –
rzuciłam szybko
- Witam
Panno Bell. Jestem Alexander Fabregas, ale to pewnie już pani wie.
- Wiem? –
zapytałam zdziwiona i przerażona, że mnie rozgryzł.
- Jest pani
przecież reporterką.
- Ach, no
tak, oczywiście. – wyjąkałam.
Jak mogłam
strzelić taką gafę? Czułam, że za raz wybuchnę płaczem.
- Musi być
pani nowa, skoro się tak pani denerwuje. Pierwsze poważne zlecenie?
- Yyy, tak.
– bąknęłam
- Kto ma być
pani ofiarą? A raczej może czyją ofiara będzie dziś pani?
Fabregas
uśmiechnął się do mnie szeroko. Pewnie uznał to za dobry żart na rozluźnienie
atmosfery, ale pode mną ugięły się kolana na wzmiankę o ofierze.
- Mam
porozmawiać z panem. – powiedziałam na tyle głośno, na ile pozwalał mi drżący
głos.
- Ze mną? –
udawał zdziwionego – Zatem zapraszam panią do baru. Lepiej rozmawia się przy
drinku.
Wziął mnie
pod rękę i poprowadził w stronę lady barowej. Gdy usiadłam na stołku, czułam,
że od potu przyklejam się do jego skurzanego obicia.
- Dla mnie
Whisky z lodem. Panna Bell co sobie życzy? Ja stawiam.
- Poproszę
coś mocnego. Najlepiej setkę. – wypaliłam zanim pomyślałam.
- Ho, ho,
więc poprosimy dwie setki. – powiedział Fabregas do barmana - Lubię takie
bezpośrednie kobiety. – powiedział, zwracając się do mnie.
*James*
Początkowo
zastanawiałem się jak taka gruba ryba, która trzyma w garści prawie wszystkie
organizacje mafijne, może być taka głupia. Może i Nicole była dobrą aktorką,
ale nerwy od razu ją zdradzały. Kiedy coś palnęła, serce zatrzymywało mi się na
chwile, ale gdy słyszałem, że jakimś cudem wybrnęła, uśmiechałem się pod nosem,
nie wierząc, że Fabregas jest taki tępy. Jednak po godzinie słuchania jego
pieprzenia, czułem jak krew we mnie buzuje ze wściekłości.
F: Jesteś śliczną i otwartą kobietą. Mógłbym ci
pomóc zajść na szczyt. Mam wiele kontaktów. Moje wpływy sięgają dalej niż
myślisz. Mogę wszystko.
N: Czyli ma pan władzę absolutną?
F: Och, słońce, mów mi Alex.
- Och,
SŁOŃCE, mów mi Alex. – zacząłem udawać jego lekko zachrypnięty, zalotny głos.
W
furgonetce, w której siedzieliśmy, rozległ się cichy chichot. Trwało to jednak
sekundę i znów wróciliśmy do słuchania rozmowy Alexa i Nicole.
N: A więc… Alex, wolę zapracować sama na mój sukces.
F: Oczywiście. Szanuję to i podziwiam. Lubisz
być niezależna, prawda?
N: Tak, ale przyznam, że władza i możliwości
jakie posiadasz mi imponują. Jest w tym coś podniecającego.
Właśnie
brałem łyk kawy, ale słysząc co mówi Nicole wyplułem wszystko na konsolę
sterującą nagraniami. Matthew zerwał się z krzesła, próbując uniknąć oplucia,
jednak przy tym wylał również swoją kawę. Szybko wycieraliśmy rozlany płyn.
Matt pokręcił tylko głową i skarcił mnie wzrokiem. Wiedziałem, że muszę się
uspokoić. Złapaliśmy ponownie ostrość dźwięku, która przestawiła się podczas
wycierania pokręteł na konsoli. Nie słyszeliśmy już gwaru sali, ale stłumione
przez hotelowy dywan kroki.
- Chyba
wziął ją już do apartamentu. – powiedział Matt
- Szybko to
idzie. – zauważyłem
- Nie ma się
co dziwić. Nicole to niezła laska. Kiedy ją porwałeś, zazdrościłem ci. Chciałem
cię nawet poprosić, czy jak z nią skończysz dasz mi się z nią zabawić.
Gdy tylko to
powiedział, strzeliłem go w tył głowy, tak mocno, że uderzył w znajdująca się
przed nim klawiaturę. Gdy się wyprostował po ciosie, na jego czole widać było
odciśnięte na czerwono klawisze.
- To bolało.
– jęknął
- Miało
bolec, sukinkocie. – warknąłem, nieźle wkurzony tym co powiedział o Nicole.
- Odkąd się
zakochałeś, jesteś nie do zniesienia. – odburknął Matt, rozcierając czerwone
czoło.
Odwróciłem
się od niego na moim obrotowym krześle i wsłuchałem się w to co nadawała do nas
broszka Nicole.
F: Witam w moich skromnych progach. Constance
weźmie od ciebie narzutkę i torebkę.
- KURWA. –
powiedzieli wszyscy w furgonetce jednocześnie.
N: Nie trzeba.
F: Ależ nalegam. Chcę, żebyś czuła się
swobodnie. Nie będziesz musiała trzymać tej torebki.
N: Skoro nalegasz.
W głosie
Nicole słychać było panikę. Przecież wraz z torebką oddała flakonik z miksturą
nasenną.
- Musimy ją
stamtąd zabrać. – powiedziałem
- Jak chcesz
ją zabrać?
- To nie
mamy, żadnego planu awaryjnego?! – wrzasnąłem.
- Spokojnie.
Coś wymyślimy. – uspokajał mnie Matt
- Kurwa!
Rozerwę cię na strzępy! Ty pierdolony idioto! – zacząłem wrzeszczeć i dusić
Matta
Reszta osób
w furgonetce odciągnęła mnie od niego i trzymali mnie póki się nie uspokoiłem. Gdy
już przestałem, próbować zabić Matta, wyskoczyłem z furgonetki. Matt wyskoczył
za mną i mnie zatrzymał.
- I co masz
niby zamiar zrobić? – zapytał wkurzony, ale i przerażony.
- Idę tam.
Na razie wiem tyle.
- Świetny
plan geniuszu.
- A masz
lepszy?! – warknąłem
Matt spuścił
głowę i milczał. Ja oczami wyobraźni widziałem jak Fabregas dobiera się do
Nicole, a ona mu ulega, powtarzając, że jego władza ją podnieca. Wydawało mi
się to gorsze niż jej śmierć.
*Nicole*
No to kanał.
Cały plan legł w gruzach, a ja musze improwizować. Fabregas rozsiadł się na
kanapie z dwoma drinkami w dłoniach.
- Zapraszam.
– powiedział, wskazując mi brodą miejsce obok niego.
Chcąc nie
chcąc musiałam zrobić to o co prosi. Wzięłam od niego drinka i zrobiłam kilka
małych łyczków.
- Piękny
apartament. – zaczęłam, chcąc zyskać trochę czasu na obmyślenie planu awaryjnego.
- Dziękuję.
– odpowiedział krótko.
Zbliżył się
do mnie i zaczął przyglądać się mojemu dekoltowi. Wzrok zatrzymał na mojej
broszce. Przestałam na chwilę oddychać.
- Śliczna
broszka. – zaczął i postukał w nią – Dość nietypowa prawda?
- Yyy, tak, to
prawda. Pamiątka po babci. – wymyśliłam na poczekaniu.
- Pamiątka
po babci? Babcia miała dość nowoczesny gust.
Słowa
uwięzły mi w gardle, więc wzięłam kolejny łyk drinka.
- Wiem po co
tu przyszłaś. – powiedział nagle Fabregas i wstał z kanapy. Podszedł do komody
stojącej naprzeciw, otworzył pierwszą szufladę i nacisnął jakiś guzik
znajdujący się gdzieś w jej głębi. Wtedy tuż obok miejsca, w którym stał
uniosła się płytka w podłodze. Schylił się do niej i podniósł ją. Pod płytką
była dziura. Fabregas włożył do niej rękę, po czym wyciągnął dysk. Ten dysk,
który miała zdobyć. Wiedziałam, że to już koniec.
- Dysk. Tak,
to TEN dysk, którego szukasz. Cały terabajt informacji. Również o twoim
chłopaku. Chcesz dowiedzieć się kilku ciekawostek?
Nie czekając
na moją odpowiedź, zawołał do pokoju trzech goryli. Jeden przyniósł laptop.
Fabregas usiadł ponownie koło mnie, wziął laptopa i podpiął do niego dysk.
- Proszę
bardzo. – powiedział, gdy na ekranie pojawiła się twarz Jamesa – Wybiorę kilka
ważniejszych informacji. Otóż, twój chłoptaś był żonaty. Wiedziałaś o tym? –
moje milczenie uznał za odpowiedź przecząca – Tak myślałem. Mieszkali w
Arizonie. Po pół roku małżeństwa zamordował żonę, gdy dowiedział się, ze jest w
ciąży. Normalka u psychopatów. Sprytnie upozorował porwanie. Pogrążony w
żałobie zniknął i przeniósł się do Kalifornii. Zajął się prowadzeniem domu
publicznego. Każda z jego prostytutek, która zaszła w ciążę, kończyła jak jego
żona. Kochany szef nie dawał im pieniędzy na porządną antykoncepcję, więc prawie
każda tak skończyła. Z moich danych wynika, że zabił tak 78 kobiet. Bla bla
bla. Tu nie ma nic ciekawego. O, tutaj. Po dwóch latach zamyka interes z
prostytutkami i zajmuje się brudnymi interesami z Rosjanami. Sprowadza im bombę
z Chin, którą odpalają w strefie Gazy. Ginie kilka tysięcy cywilów.
- Przestań!
– krzyknęłam ze łzami w oczach.
- Oj,
kochanie, dopiero zacząłem.
-
Powiedziałam przestań!
- Nie
będziesz mi mówić co mam robić suko! – wrzasnął i uderzył mnie w twarz. Wziął
ze stolika stojącego obok kanapy, złoty posążek nagiej kobiety. Wtedy
przypomniało mi się, jak James uderzył mnie w głowę swoim złotym posążkiem
smoka, aby wywieź mnie do lasu. Miałam skończyć tak jak te prostytutki z jego
burdelu. Przypomniałam sobie jak mnie bił i upokarzał. Wszystkie sińce już
dawno się zagoiły, ale wspomnienie o nich sprawiało, że czułam jakby wszystkie
się odnowiły i bolały ze zdwojoną siłą. Zanim jednak Fabregas zadał cios
zauważyłam coś pod stolikiem na kawę, obok którego upadłam. Od spodu blatu
przyklejony był pistolet. Bez wahania oderwałam go, zamknęłam oczy i strzeliłam
przed siebie. Fabregas upuścił figurkę i padł na kanapę, trzymając się za lewe
ramie. Dyszał ciężko, a jego biała koszula zabarwiła się na prawie czarną
czerwień. Jego goryle wyciągnęli swoją broń i strzelili w moją stronę, ale ja
zdążyłam wkulać się pod stolik, spod którego oderwałam pistolet. Strzeliłam
raz, drugi, trzeci i trzech rosłych jak dęby mężczyzn upadło na ziemię
trzymając się za rany jakie zrobiłam im w kolanach. W tym momencie dziękowałam
Bogu, że kiedyś chodziłam na strzelnicę. Kolejne trzy strzały skierowałam już
między oczy napastników. Zostałam w pokoju tylko ja i dyszący Fabregas, który
trzymał się za ranę, aby zatamować krwawienie. Stałam na środku, a obok mnie
leżały trzy trupy. Dopiero teraz doszło do mnie, że kogoś zabiłam. Przecież na
pewno ktoś usłyszał strzały. Zaczęłam motać się po pokoju w panice. Chwyciłam
dysk i skierowałam się do drzwi. Stwierdziłam jednak, że nie mogę tamtędy
wyjść, bo mnie złapią. W myślach przeklinałam i chodziłam tam i z powrotem po
podłodze, na której powstały już duże kałuże krwi, wyciekającej z trupów. Pomału
się uspokajałam i zaczynałam myśleć trzeźwo, chociaż co chwila przypominały mi
się rzeczy których dowiedziałam się o Jamesie. Nie mogłam tu zostawić rannego
Fabregasa, ale sama bym sobie z nim nie poradziła. Nagle ktoś wyważył drzwi
apartamentu.
*James*
Kiedy
usłyszeliśmy, że Fabregas od początku wiedział co jest grane, wiedziałem, że
pozwolił na to wszystko, żeby zaciągnąć mnie w zasadzkę. Teraz było mi wszystko jedno. Jeśli Nicole
zginie to ja też nie miałem po co żyć. Bez namysłu wziąłem broń i pobiegłem do
hotelu. Za mną ruszyli moi ludzie, choć im nie kazałem. Wpadliśmy do hallu,
zabijając po drodze całą ochronę i chyba kilku przypadkowych pracowników
hotelu. Pędziłem prosto do apartamentu Fabregasa. Wbiegaliśmy właśnie na
korytarz na jego piętrze, gdy padły strzały. Nogi się pode mną ugięły, ale
biegłem dalej, nie myśląc o niczym. Wywarzyłem drzwi i wpadłem do salonu.
Szczęka mi opadła, gdy zobaczyłem Nicole stojącą z pistoletem w ręce i trzy
trupy wielkich jak słonie facetów, leżące u jej nóg. Patrzyła na mnie i stała
bez ruchu. Jej blond peruka była
rozczochrana, a po czole spływał pot. Cała drżała, ale ręka z pistoletem trwała
nieruchomo w powietrzu, wymierzona wprost we mnie.
- Skarbie,
to ja. Opuść pomału pistolet. – powiedziałem delikatnie, czując ulgę, że jest
cała i zdrowa.
Jedyne o
czym teraz myślałem to, żeby wziąć ją tu i teraz. Nie sądziłem, że ujrzę w
życiu coś tak podniecającego. Myślałem, że możliwe to jest tylko w filmach, aby
kobieta w obcisłej wieczorowej sukni, zastrzeliła bandziorów i niewzruszona
stała nad nimi jak władczyni.
- Nicole,
już wszystko w porządku. Opuść broń. –
powtórzyłem
- Wszystko w
porządku?! – wrzasnęła – Wy dwaj, bierzcie Fabregasa. – wskazała na Georga i
Levisa, stojących obok mnie. – Matt, weź moją torebkę z szafy przy wejściu. Ja
mam dysk. Zmywamy się stąd.
Dyrygowała
wszystkimi, a oni bez słowa spełniali jej rozkazy.
- Ej, kurwa,
co jest? – zapytałem oszołomiony – Nicole daj mi ten dysk.
- Nie
dostaniesz tego dysku, dopóki nie przeczytam sobie całych twoich akt,
sporządzonych przez Fabregasa. – powiedziała mi prosto w twarz.
Moja ekipa
zamarła na chwilę, patrząc to na mnie to na Nicole.
- Ruszać
się! – wrzasnęła Nicole i wyszła z apartamentu.
W hotelu
zdążył zapanować chaos. Na nasze szczęście policja nie zdążyła jeszcze
przyjechać. W całym zamieszaniu zdołaliśmy wydostać się na zewnątrz i
niezauważeni wsiąść do furgonetki. Kiedy
już ruszyliśmy, emocje zaczęły z nas opadać. Nicole siedziała na podłodze. W
jednej ręce trzymała dysk, a w drugiej pistolet. Chciałem się do niej zbliżyć,
ale wtedy wycelowała we mnie broń i powiedziała:
- Zostań
tam gdzie jesteś i się do mnie nie
zbliżaj.
Krwawiący
Fabregas uśmiechnął się delikatnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Żeby nie
widzieć jego wkurzającej twarzy, założyłem mu worek na głowę. Wróciliśmy do
naszej kryjówki. Gdy tylko wysiedliśmy z furgonetki Nicole wsiadła do
pierwszego z brzegu samochodu i odjechała. Nie pojechałem za nią. Uznałem, że
dam jej czas do przemyśleń. Tak dużo dziś przeszła. Postanowiłem zając się
Fabregasem. Do naszego mieszkanie wróciłem następnego dnia po południu.
- Nicole. –
krzyknąłem od progu. – Nicki! Gdzie jesteś?
Wystarczyło,
że zaglądnąłem do sypialni i zrozumiałem, że Nicole spakowała wszystkie swoje
rzeczy. Poszedłem do salonu spodziewając się jakiejś wiadomości. Nie pomyliłem
się. Na stole leżał dysk i karteczka. Wziąłem ją i odczytałem.
Tak wiele razem
przeszliśmy, a tak mało o tobie wiedziałam. Teraz wiem już wszystko i
chciałabym zapomnieć. Wyjeżdżam jak najdalej od tego wszystkiego. Mam możliwość
zacząć wszystko od nowa i chcę z tego skorzystać. Proszę, nie szukaj mnie.
Nicole
____________________________________________________________________________
Część pierwsza: Porwana i porywacz - kto jest ofiarą?
Część druga: Porwana i porywacz - porachunki
Kolejna część? Super! Podałaś linki do poprzednich, ale pragnę zauważyć, że obie są w popularnych postach. Końcówka mnie zaskoczyła i po niej nie spodziewam się kolejnych części, chociaż na dole nie ma definitywnego napisu "Koniec". Nie mam już za wiele czasu, ale pozostaje mi tylko napisać, że notka jest świetna!
OdpowiedzUsuńCo za suprajs. Najpierw ogłaszacie przerwę wakacyjną, a wkrótce taka wyczepista cześć PORWANEJ I PORYWACZA. Krótko, bo zmęczona z roboty wróciłam... To było wyczepiste tylko jestem zaskoczona końcówką. Spodziewałam się happy endu, a tu... Jesteś taka nieprzewidywalna :D
OdpowiedzUsuńŚwietne, jak zawsze! Super, że napisałaś kolejną część :D Mam nadzieję, że dasz radę napisać jeszcze jedną, bo ten cykl jest cudowny ;) Trochę szkoda, że Nicole odeszła od Jamesa, liczyłam, że będą razem, ale to może kiedy indziej :D
OdpowiedzUsuńOoo kuźwa!!! Przeżyłam szok! Aż żałuję, że nie jestem w wielkiej sali kinowej i nie oglądam jako film tego co napisałaś z popcornem i colą!!! Jeny! to by był światowy bestseller!!!!!! Tyle emocji z siebie wydałam! Jejku! Czy te informacje, które były w aktach o Jamesie, to prawda?? Ja cię sunę, jeśli, tak to dawaj mi szybko kolejną część, bo zwariuję. To było takie... sama nie wiem jakie. Fascynujące!!!
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kolejną część!!!
Pozdrawiam Stelss :*********
ale sie działo OMG ! Jak mogła go zostawić?
OdpowiedzUsuń:D Superowe i czekam na nexta :)
Mam nadzieję, że bd dalsza część i się wyjaśni. Bo jak nie, to masz ty w łeb! Czekam ;*
OdpowiedzUsuńWYKURWIŁAM NA MIEJSCU. To ma się dobrze skończyć, czaisz to? Ma być jeszcze jedna część gdzie wszystko się zajebiście kończy. Pisz szybko!
OdpowiedzUsuńCo za okropne zakończenie. Dobrze, że go zostawiła, bo zrobił tyle okropnych rzeczy, ale zarazem szkoda, że już koniec tego opowiadania :(
OdpowiedzUsuńNapiszecie może kiedyś opowiadanie z udziałem Pety?
Świetne!!! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że już wszystko dobrze- zdrowia życzę! :)
Liczę na kolejną cześć "Porwanej..."- to jest cudowne!
Pozdrawiam całą ekipę :D
To jest BOSKIE!!! Mam nadzieję, że to nie koniec przygody ,,Porwanej i Porywacza'' ;) Jest tak ciekawie :) <3333
OdpowiedzUsuńJa pierdole genialne ! Jak ja kocham tego bloga ! To jest chyba coś podobnego jak stary unconditional ;)
OdpowiedzUsuńGenialne ! Nie da się opisać jakie zarąbiste !
OdpowiedzUsuńDługie, ale warto było czytać... Mega <3
OdpowiedzUsuńBoże przeczytałam wszystkie części i uważam, ze mogłabyś napisać książkę *_____*
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO ! To najlepsze opowiadanie jakie czytałam w życiu <3
Na serio mam nadzieję, że będzie kolejna część. Sądziłam, że oni będą razem, ale jeśli James serio zrobił te wszystkie rzeczy to nie wiem jak będzie ... no ale może coś wymyślisz, albo już masz plan i będzie coś więcej <333
Mam taką nadzieję i czekam ;D
Cały blog jest EXTRA, Wszystkie opowiadania są SUPER, ale to... kurwa, kobieto, skąd ty czerpiesz wenę?! Jprd, przez emocje obgryzłam całą skuwkę od długopisu!
OdpowiedzUsuńMoże nie skończyło się happy endem, ale mimo wszystko ten nieprzewidziany zwrot akcji jak najbardziej na miejscu. Liczę jednak na kolejną część i na to, że drogi Porwanej i Porywacza jeszcze się zejdą.
Pozdrawiam :*