Słońce wschodziło właśnie ponad
horyzont. W powietrzu unosił się zapach porannej rosy. Ptaszki śpiewały pieśni
kojące dla ucha. Delikatne, ciepłe promienie rozświetlały twarz Margaret. Jej
policzki błyszczały w świetle porannego słońca.
- Kurwa… Znowu nie zasłoniłam okien.. – Wymamrotała, otwierając zaspane oczy. Widziała wszystko jak przez mgłę. Chwyciła zegarek w rękę i znów przeklęła, gdy ten wskazał godzinę 6 rano. Był weekend, miała zamiar się wyspać, a nie zrywać z łóżka z samego rana. Przekręciła się na drugi bok. Wtedy właśnie spostrzegła się, że nie ma obok niej jej kochanka.
- Kurwa… Znowu nie zasłoniłam okien.. – Wymamrotała, otwierając zaspane oczy. Widziała wszystko jak przez mgłę. Chwyciła zegarek w rękę i znów przeklęła, gdy ten wskazał godzinę 6 rano. Był weekend, miała zamiar się wyspać, a nie zrywać z łóżka z samego rana. Przekręciła się na drugi bok. Wtedy właśnie spostrzegła się, że nie ma obok niej jej kochanka.