czwartek, 19 lutego 2015

Big Time Counterattack

Jen wróciła do mieszkania grubo po północy. Tak jak się spodziewała, James czekał na nią siedząc na kanapie i oglądając telewizję.
- Gdzie się podziewałaś?! – zapytał z nieukrywanym zdenerwowaniem
- Odnowiłam stare kontakty i wymyśliłam jak odpłacić się Johnowi. – odpowiedziała spokojnie
- Powiesz coś więcej?
- Dowiesz się wszystkiego jutro. A teraz błagam, przyszykuj mi kąpiel, bo padam z nóg. Ten dzień był masakryczny.
- Najpierw mi powiedz co wymyśliłaś.
- Jak przygotujesz kąpiel to opowiem ci wszystko w wannie.
- Weźmiemy razem kąpiel? – zapytał lekko zdumiony James
- Jeśli się nie ruszysz z tej kanapy to możesz o tym zapomnieć.
James pędem pobiegł do łazienki, a Jen uśmiechając się pod nosem, padła wyczerpana na fotel.


Następnego dnia, wszyscy zebrali się w salonie Jen i Jamesa, żeby dowiedzieć się co Jen planuje.
- Czego się napijecie? – zapytała Jen
- Możesz wreszcie zacząć mówić o konkretach? – poganiał ją Kendall
- Spokojnie, jeszcze na kogoś czekamy. – odpowiedziała z uśmiechem
- Na kogo?
- Zobaczycie.
Kendall pytająco spojrzał na Jamesa, ale ten tylko uniósł ramiona w geście niewiedzy.
- Ej, Logan. Co z tobą? – zapytał Carlos, widząc, że przyjaciel cały czas obraca w rękach telefon.
- He? – bąknął, wyrwany z letargu Logan
- Jesteś jakiś rozkojarzony.
- Dziwisz mu się? – stanęła w jego obronie Jen – Nie dość, że John narobił nam syfu z pieniędzmi, to jeszcze Camille nadal trzymają w szpitalu. Tak, w ogóle to co z nią? Nie miałam nawet czasu, żeby ją odwiedzić. Okropna ze mnie przyjaciółka.
- Lekarze niewiele mi mówią, bo nie jestem z rodziny. Podobno z dzieckiem wszystko w porządku. Tylko tyle wiem. – odpowiedział zrozpaczony Logan
- A przyjechał do niej ktoś z rodziny?
- Jej ojciec siedzi od rana w szpitalu, ale on też nie chce mi nic powiedzieć.
Rozmowę przerwało im pukanie do drzwi. Jen podbiegła do drzwi i otworzyła je z rozmachem. Za drzwiami stała mieszanina pudeł i kabli, na dwóch cienkich nogach.
- Max, wreszcie jesteś! – ucieszyła się Jen
- Chwała Bogu, że trafiłem pod dobry adres, bo to wszystko jest naprawdę ciężkie.
- James, szybko chodź mu pomóc.
James z łatwością odebrał wszystko od Maxa i wreszcie wszyscy mogli zobaczyć do kogo należał głos, wydobywający się zza góry sprzętu. Chłopak pod wrażeniem siły Jamesa, lekko się przygarbił, poprawił przekrzywione okulary i zaczął oglądać swoje trampki.
- Chłopaki, poznajcie Maxa. Najlepszego hakera na ziemi. – powiedziała wesoło Jen
- Oj, daj spokój. Co najwyżej najlepszego w USA. – bąknął nieśmiało Max
- Wchodź, śmiało. – Jen cmoknęła Maxa w policzek – Napijesz się czegoś?
- W-wody. W-wystarczy w-woda.
- Maxxxx. – syknął James, zamykając drzwi kopniakiem – Witaj.
- N-no hej.
- Maxiu, siadaj. – powiedziała Jen, dając Maxowi wodę i wskazując miejsce na fotelu.
Max usiadł, a raczej skulił się na fotelu, unikając morderczego wzroku Jamesa.
- Maxiu? – zapytał James
- Teraz mogę, wam wszystko wyjaśnić. – zaczęła Jen – Max, jest moim kolegą z podwórka. Znamy się od malutkiego. Już od przedszkola miał zapędy do komputera i dzięki temu stał się mistrzem nad mistrzami.
- Czyli jesteś z zawodu hakerem? – zapytał Kendall
- T-to nie zawód. Raczej hobby.
- Jak wczoraj wyszłam z banku i pomyślałam na spokojnie o całej tej sytuacji, przyszło mi do głowy, że za tym wszystkim stoi John. Mści się za to co mu zrobiłam.
- Ale mamy pewność? – dopytywał się Kendall
- Max już to sprawdził. To na stówę John. W dodatku, też posłużył się hakerami. Max mówi, że wpisanie komuś zera na koncie to nic trudnego, a wzięcie kredytu jest jeszcze prostsze.
- Więc jaki mamy plan i do czego nam twój Maxiu? – zapytał James
- Odpłacimy Johnowi tym samym.
- Przecież pójdziemy za to siedzieć. – stwierdził Logan
Max prychnął i wyprostował się na fotelu.
- Ja pójdę siedzieć, a nie wy.
- Max, jeśli nie chcesz tego robić, to nie musisz. – zwróciła się do niego Jen
- Dla ciebie wszystko. – odpowiedział Max
Rozległo się głośne brzdęknięcie, aż wszyscy podskoczyli.
- James! Cholera, co ty wyprawiasz? – wrzasnęła Jen widząc zakrwawioną dłoń Jamesa
Żyła pulsowała na czole Jamesa, a w jego dłoni tkwiły kawałki szkła ze szklanki, którą przed chwilą rozgniótł w ręce. Max ponownie skulił się w fotelu.
- James, szybko chodź z tym do kuchni bo zaplamisz dywan. – poleciła mu Jen i poszła za nim opatrzyć mu ranę.
Kendall nachylił się do Maxa i powiedział:
- Jak chcesz żyć, to radzę nie wyjeżdżać z takimi tekstami.
- Czy on właśnie zgniótł szklankę w dłoni? – zapytał przerażony Max
Kendall, Logan i Carlos jednocześnie pokiwali głowami. Max przełknął ślinę i obtarł czoło, na którym pojawiły się kropelki potu.

Po opatrzeniu ręki Jamesa, Jen wróciła do reszty i zapytała:
- To co,  zaczynamy? Max, czego potrzebujesz?
- Przyniosłem wszystko co będzie potrzebne. Jeśli udostępnisz mi jakiś stół, to zacznę się instalować.
- Jasne, bierz ten w jadalni. Jest największy.
- Pomożesz mi? – zapytał Max
- O ile będę w stanie. – odpowiedziała Jen, obdarzając Maxa promiennym uśmiechem – Niewiele chyba pamiętam z tego co mnie uczyłeś.
- Zobaczysz, że dasz radę.
Max i Jen zaczęli rozpakowywać pudła, które przyniósł i po niecałych dwóch kwadransach, wreszcie te wszystkie graty zaczynały przypominać komputer. Tak jak powiedział Max, Jen radziła sobie świetnie z podpinaniem kabelków. Co jakiś czas, pytała jednak Maxa, czy aby na pewno wpięła dobrą wtyczkę do odpowiedniego gniazda. Kiedy wreszcie wszystko było gotowe, Max usiadł naprzeciwko monitora, strzelił stawami w palcach i powiedział:
- No to możemy zaczynać. Zaczniemy od waszych kont. Anulujemy kredyty i zwrócimy wam kasę. To będzie pikuś. Potrzebuję tylko waszych numerów kont.  
Tak jak zapowiedział, był to dla niego pikuś. Cała operacja zajęła mu dosłownie chwilkę. Zadowolony z siebie Max, przeciągnął się i ziewnął:
- Dajcie mi coś trudniejszego.
Jen zagwizdała z podziwu. Logan tyko kiwał głową z uznaniem, a Kendall i Carlos wyglądali jakby nie za bardzo wiedzieli co właściwie zrobił przed chwilą Max. James cały czas łypał spode łba na Jen i Maxa.
- Teraz czas dać nauczkę Johnowi. – zapiszczała z ekscytacji Jen
- Mamy jego numer konta? – zapytał Max
- Ee… nie. – odpowiedziała Jen
- Tak myślałem. Dajcie mi jego nazwisko.
- John Selby.
- Okay. Za raz go znajdziemy. – zachichotał złowieszczo Max
Wszyscy w skupieniu obserwowali go przy pracy. Jednak z minuty na minutę, Max co raz bardziej marszczył czoło. W końcu zapytał:
- To jest jego prawdziwe nazwisko?
Wszyscy spojrzeli na Jamesa.
- Tak. Selby to panieńskie nazwisko mojej matki.
- Hmm… zatem musi mieć rachunki pod innym nazwiskiem. No to poszukamy inaczej. Znamy nazwę jego banku?
- Ee… nie. – odpowiedział James
- Hmm… - Max podrapał się po głowie i zapadła niezręczna cisza – Mam! – krzyknął nagle – Jen, mówiłaś mi, że ma on jakąś firmę.
- Taa, korpo po moim dziadku. – bąknął James z goryczą w głosie.
- No to sprzedamy to całe jego korpo za… powiedzmy dolara. – powiedział Max
- To tak się da? – zapytał z niedowierzaniem Kendall
- Świetny pomysł, ale nikt się na to nie nabierze, że John sprzedaje taki majątek za dolara. – wtrącił się Logan
- Sprzedajmy po normalnej cenie, ale kasę rozdzielimy na jakieś cele charytatywne. – podsunął pomysł Carlos.
- Genialne! Działamy! – wykrzyknął Max.
Po kilku minutach korporacja Johna była już na aukcji.
- Teraz tylko czekamy na kupca. – powiedział Max, zdjął okulary i zaczął je czyścić koszulką, robiąc jeszcze większe mazy niż do tej pory.
- Daj mi te okulary bo ja cię widzę to mnie krew zalewa. – powiedziała Jen i wyjęła szmatkę do czyszczenia swoich okularów przeciwsłonecznych.
Wtem z sypialni dobiegł płacz Samanthy.
- James, pójdziesz? – zapytała Jen
James westchnął i poszedł do małej Sam.
- Co to za dziecko? – zapytał zdziwiony Max
- Samantha, moja córeczka. – odpowiedziała spokojnie Jen
Max o mało nie spadł z krzesła.
- M-masz c-córkę?
- Ach, widzisz, jakoś nie było czasu, żeby ci powiedzieć. Tyle się działo.
Wtedy James przyszedł z Sam i wręczył ją Jen.
- Twoja kolej przewijania pieluch.
Jen skrzywiła się i zapytała:
- Jaki kod?
- Kod brązowy. – odpowiedział James, nie ukrywając szerokiego uśmiechu tryumfu.
Wtedy zadzwonił telefon Logana.
- To ojciec Camille. – rzucił krótko i odebrał.

Rozmowa byłą bardzo krótka. Pobladły Logan, wstał i wybiegł z mieszkania bez żadnego słowa. 



_______________________________________________________________________
No i proszę, tak jak obiecałam, kolejny rozdział BTS. Znowu liczę na dużo komentarzy. A w sobotę, będę miała dla Was niespodziankę, a w zasadzie propozycję. 
Zatem do soboty ;)
AM

6 komentarzy :

  1. Pierwsza, yeah!
    GENIALNY ROZDZIAL! G E N I A L N Y
    eh, ta zazdrosc Jamesa ale przynajmniej bardzo kocha Jen i nie chce jej stracic <3
    Mam nadzieje za Camille nic sie nie stalo ale uwazam ze powinni Loganowi powiedziec wszystko bo jest on ojcem dzidziusia :)
    Z niecierpliwoscia czekam na niespodzianke Adzia
    buzi :*
    ~ Nika ✌

    OdpowiedzUsuń
  2. Pora wcielić plan w życie. Ta końcówka napawa mnie pozytywnymi emocjami. ^^
    Hah ten Max. On się jąka co nie ? I jeszcze ta filiżanka w dłoni Jamesa. Bój sie Maxiu. Czuje się jakbym mówił do psa ;p
    Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już zaczynam współczuć Maxowi xd
    Ale James to zazdrośnik ;-;
    Oczywiście Johnowi dajmy nauczkę i bd gut ^^
    Ale co jest z Camille? ;ooo
    Czekam! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja cię kiedyś zamorduje za to, że kończysz w takim momencie XD
    Rozdział cudny *-*
    Johnowi należy się nauczka. A co do Jamesa to podoba mi się on w roli zazdrośnika :D Fajnie by było jakbyś pociągnęła ten wątek dalej ;)
    Czekam z niecierpliwością na kolejną część Big Time Story :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ręka! Ręka Jamesowi krwawi, a ta o dywanie myśli żeby go nie zaplamić huehue :D Lubię Maxa hakera. I fajnie się jąka :D Albo nie wyłączył wibratora w kieszeni :D Już się zamykam i zmykam! Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny ten haker xD James taki zazdrosny ooo :o ! Ciekawe co sie stało Camille? :( hahah kod brązowy :D
    super i czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń