Jen wróciła
do mieszkania grubo po północy. Tak jak się spodziewała, James czekał na nią
siedząc na kanapie i oglądając telewizję.
- Gdzie się
podziewałaś?! – zapytał z nieukrywanym zdenerwowaniem
- Odnowiłam
stare kontakty i wymyśliłam jak odpłacić się Johnowi. – odpowiedziała spokojnie
- Powiesz
coś więcej?
- Dowiesz
się wszystkiego jutro. A teraz błagam, przyszykuj mi kąpiel, bo padam z nóg.
Ten dzień był masakryczny.
- Najpierw
mi powiedz co wymyśliłaś.
- Jak
przygotujesz kąpiel to opowiem ci wszystko w wannie.
- Weźmiemy
razem kąpiel? – zapytał lekko zdumiony James
- Jeśli się
nie ruszysz z tej kanapy to możesz o tym zapomnieć.
James pędem
pobiegł do łazienki, a Jen uśmiechając się pod nosem, padła wyczerpana na
fotel.
Następnego
dnia, wszyscy zebrali się w salonie Jen i Jamesa, żeby dowiedzieć się co Jen
planuje.
- Czego się
napijecie? – zapytała Jen
- Możesz
wreszcie zacząć mówić o konkretach? – poganiał ją Kendall
- Spokojnie,
jeszcze na kogoś czekamy. – odpowiedziała z uśmiechem
- Na kogo?
- Zobaczycie.
Kendall
pytająco spojrzał na Jamesa, ale ten tylko uniósł ramiona w geście niewiedzy.
- Ej, Logan.
Co z tobą? – zapytał Carlos, widząc, że przyjaciel cały czas obraca w rękach
telefon.
- He? –
bąknął, wyrwany z letargu Logan
- Jesteś
jakiś rozkojarzony.
- Dziwisz mu
się? – stanęła w jego obronie Jen – Nie dość, że John narobił nam syfu z
pieniędzmi, to jeszcze Camille nadal trzymają w szpitalu. Tak, w ogóle to co z
nią? Nie miałam nawet czasu, żeby ją odwiedzić. Okropna ze mnie przyjaciółka.
- Lekarze
niewiele mi mówią, bo nie jestem z rodziny. Podobno z dzieckiem wszystko w
porządku. Tylko tyle wiem. – odpowiedział zrozpaczony Logan
- A
przyjechał do niej ktoś z rodziny?
- Jej ojciec
siedzi od rana w szpitalu, ale on też nie chce mi nic powiedzieć.
Rozmowę przerwało
im pukanie do drzwi. Jen podbiegła do drzwi i otworzyła je z rozmachem. Za
drzwiami stała mieszanina pudeł i kabli, na dwóch cienkich nogach.
- Max,
wreszcie jesteś! – ucieszyła się Jen
- Chwała
Bogu, że trafiłem pod dobry adres, bo to wszystko jest naprawdę ciężkie.
- James,
szybko chodź mu pomóc.
James z
łatwością odebrał wszystko od Maxa i wreszcie wszyscy mogli zobaczyć do kogo
należał głos, wydobywający się zza góry sprzętu. Chłopak pod wrażeniem siły
Jamesa, lekko się przygarbił, poprawił przekrzywione okulary i zaczął oglądać
swoje trampki.
- Chłopaki,
poznajcie Maxa. Najlepszego hakera na ziemi. – powiedziała wesoło Jen
- Oj, daj
spokój. Co najwyżej najlepszego w USA. – bąknął nieśmiało Max
- Wchodź,
śmiało. – Jen cmoknęła Maxa w policzek – Napijesz się czegoś?
- W-wody.
W-wystarczy w-woda.
- Maxxxx. –
syknął James, zamykając drzwi kopniakiem – Witaj.
- N-no hej.
- Maxiu,
siadaj. – powiedziała Jen, dając Maxowi wodę i wskazując miejsce na fotelu.
Max usiadł,
a raczej skulił się na fotelu, unikając morderczego wzroku Jamesa.
- Maxiu? –
zapytał James
- Teraz
mogę, wam wszystko wyjaśnić. – zaczęła Jen – Max, jest moim kolegą z podwórka.
Znamy się od malutkiego. Już od przedszkola miał zapędy do komputera i dzięki
temu stał się mistrzem nad mistrzami.
- Czyli
jesteś z zawodu hakerem? – zapytał Kendall
- T-to nie
zawód. Raczej hobby.
- Jak
wczoraj wyszłam z banku i pomyślałam na spokojnie o całej tej sytuacji,
przyszło mi do głowy, że za tym wszystkim stoi John. Mści się za to co mu
zrobiłam.
- Ale mamy
pewność? – dopytywał się Kendall
- Max już to
sprawdził. To na stówę John. W dodatku, też posłużył się hakerami. Max mówi, że
wpisanie komuś zera na koncie to nic trudnego, a wzięcie kredytu jest jeszcze
prostsze.
- Więc jaki
mamy plan i do czego nam twój Maxiu? – zapytał James
- Odpłacimy
Johnowi tym samym.
- Przecież
pójdziemy za to siedzieć. – stwierdził Logan
Max prychnął
i wyprostował się na fotelu.
- Ja pójdę
siedzieć, a nie wy.
- Max, jeśli
nie chcesz tego robić, to nie musisz. – zwróciła się do niego Jen
- Dla ciebie
wszystko. – odpowiedział Max
Rozległo się
głośne brzdęknięcie, aż wszyscy podskoczyli.
- James!
Cholera, co ty wyprawiasz? – wrzasnęła Jen widząc zakrwawioną dłoń Jamesa
Żyła
pulsowała na czole Jamesa, a w jego dłoni tkwiły kawałki szkła ze szklanki,
którą przed chwilą rozgniótł w ręce. Max ponownie skulił się w fotelu.
- James,
szybko chodź z tym do kuchni bo zaplamisz dywan. – poleciła mu Jen i poszła za
nim opatrzyć mu ranę.
Kendall
nachylił się do Maxa i powiedział:
- Jak chcesz
żyć, to radzę nie wyjeżdżać z takimi tekstami.
- Czy on
właśnie zgniótł szklankę w dłoni? – zapytał przerażony Max
Kendall,
Logan i Carlos jednocześnie pokiwali głowami. Max przełknął ślinę i obtarł czoło,
na którym pojawiły się kropelki potu.
Po
opatrzeniu ręki Jamesa, Jen wróciła do reszty i zapytała:
- To
co, zaczynamy? Max, czego potrzebujesz?
-
Przyniosłem wszystko co będzie potrzebne. Jeśli udostępnisz mi jakiś stół, to zacznę
się instalować.
- Jasne,
bierz ten w jadalni. Jest największy.
- Pomożesz
mi? – zapytał Max
- O ile będę
w stanie. – odpowiedziała Jen, obdarzając Maxa promiennym uśmiechem – Niewiele
chyba pamiętam z tego co mnie uczyłeś.
- Zobaczysz,
że dasz radę.
Max i Jen
zaczęli rozpakowywać pudła, które przyniósł i po niecałych dwóch kwadransach,
wreszcie te wszystkie graty zaczynały przypominać komputer. Tak jak powiedział
Max, Jen radziła sobie świetnie z podpinaniem kabelków. Co jakiś czas, pytała
jednak Maxa, czy aby na pewno wpięła dobrą wtyczkę do odpowiedniego gniazda.
Kiedy wreszcie wszystko było gotowe, Max usiadł naprzeciwko monitora, strzelił
stawami w palcach i powiedział:
- No to
możemy zaczynać. Zaczniemy od waszych kont. Anulujemy kredyty i zwrócimy wam
kasę. To będzie pikuś. Potrzebuję tylko waszych numerów kont.
Tak jak
zapowiedział, był to dla niego pikuś. Cała operacja zajęła mu dosłownie
chwilkę. Zadowolony z siebie Max, przeciągnął się i ziewnął:
- Dajcie mi
coś trudniejszego.
Jen
zagwizdała z podziwu. Logan tyko kiwał głową z uznaniem, a Kendall i Carlos wyglądali
jakby nie za bardzo wiedzieli co właściwie zrobił przed chwilą Max. James cały
czas łypał spode łba na Jen i Maxa.
- Teraz czas
dać nauczkę Johnowi. – zapiszczała z ekscytacji Jen
- Mamy jego
numer konta? – zapytał Max
- Ee… nie. –
odpowiedziała Jen
- Tak
myślałem. Dajcie mi jego nazwisko.
- John
Selby.
- Okay. Za
raz go znajdziemy. – zachichotał złowieszczo Max
Wszyscy w
skupieniu obserwowali go przy pracy. Jednak z minuty na minutę, Max co raz
bardziej marszczył czoło. W końcu zapytał:
- To jest
jego prawdziwe nazwisko?
Wszyscy
spojrzeli na Jamesa.
- Tak. Selby
to panieńskie nazwisko mojej matki.
- Hmm… zatem
musi mieć rachunki pod innym nazwiskiem. No to poszukamy inaczej. Znamy nazwę
jego banku?
- Ee… nie. –
odpowiedział James
- Hmm… - Max
podrapał się po głowie i zapadła niezręczna cisza – Mam! – krzyknął nagle –
Jen, mówiłaś mi, że ma on jakąś firmę.
- Taa, korpo
po moim dziadku. – bąknął James z goryczą w głosie.
- No to
sprzedamy to całe jego korpo za… powiedzmy dolara. – powiedział Max
- To tak się
da? – zapytał z niedowierzaniem Kendall
- Świetny
pomysł, ale nikt się na to nie nabierze, że John sprzedaje taki majątek za
dolara. – wtrącił się Logan
- Sprzedajmy
po normalnej cenie, ale kasę rozdzielimy na jakieś cele charytatywne. –
podsunął pomysł Carlos.
- Genialne!
Działamy! – wykrzyknął Max.
Po kilku
minutach korporacja Johna była już na aukcji.
- Teraz
tylko czekamy na kupca. – powiedział Max, zdjął okulary i zaczął je czyścić
koszulką, robiąc jeszcze większe mazy niż do tej pory.
- Daj mi te
okulary bo ja cię widzę to mnie krew zalewa. – powiedziała Jen i wyjęła szmatkę
do czyszczenia swoich okularów przeciwsłonecznych.
Wtem z
sypialni dobiegł płacz Samanthy.
- James,
pójdziesz? – zapytała Jen
James
westchnął i poszedł do małej Sam.
- Co to za
dziecko? – zapytał zdziwiony Max
- Samantha,
moja córeczka. – odpowiedziała spokojnie Jen
Max o mało
nie spadł z krzesła.
- M-masz c-córkę?
- Ach,
widzisz, jakoś nie było czasu, żeby ci powiedzieć. Tyle się działo.
Wtedy James
przyszedł z Sam i wręczył ją Jen.
- Twoja
kolej przewijania pieluch.
Jen
skrzywiła się i zapytała:
- Jaki kod?
- Kod
brązowy. – odpowiedział James, nie ukrywając szerokiego uśmiechu tryumfu.
Wtedy
zadzwonił telefon Logana.
- To ojciec
Camille. – rzucił krótko i odebrał.
Rozmowa byłą
bardzo krótka. Pobladły Logan, wstał i wybiegł z mieszkania bez żadnego słowa.
_______________________________________________________________________
No i proszę, tak jak obiecałam, kolejny rozdział BTS. Znowu liczę na dużo komentarzy. A w sobotę, będę miała dla Was niespodziankę, a w zasadzie propozycję.
Zatem do soboty ;)
AM
Pierwsza, yeah!
OdpowiedzUsuńGENIALNY ROZDZIAL! G E N I A L N Y
eh, ta zazdrosc Jamesa ale przynajmniej bardzo kocha Jen i nie chce jej stracic <3
Mam nadzieje za Camille nic sie nie stalo ale uwazam ze powinni Loganowi powiedziec wszystko bo jest on ojcem dzidziusia :)
Z niecierpliwoscia czekam na niespodzianke Adzia
buzi :*
~ Nika ✌
Pora wcielić plan w życie. Ta końcówka napawa mnie pozytywnymi emocjami. ^^
OdpowiedzUsuńHah ten Max. On się jąka co nie ? I jeszcze ta filiżanka w dłoni Jamesa. Bój sie Maxiu. Czuje się jakbym mówił do psa ;p
Świetny rozdział :)
Już zaczynam współczuć Maxowi xd
OdpowiedzUsuńAle James to zazdrośnik ;-;
Oczywiście Johnowi dajmy nauczkę i bd gut ^^
Ale co jest z Camille? ;ooo
Czekam! :*
Ja cię kiedyś zamorduje za to, że kończysz w takim momencie XD
OdpowiedzUsuńRozdział cudny *-*
Johnowi należy się nauczka. A co do Jamesa to podoba mi się on w roli zazdrośnika :D Fajnie by było jakbyś pociągnęła ten wątek dalej ;)
Czekam z niecierpliwością na kolejną część Big Time Story :D
Ręka! Ręka Jamesowi krwawi, a ta o dywanie myśli żeby go nie zaplamić huehue :D Lubię Maxa hakera. I fajnie się jąka :D Albo nie wyłączył wibratora w kieszeni :D Już się zamykam i zmykam! Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńFajny ten haker xD James taki zazdrosny ooo :o ! Ciekawe co sie stało Camille? :( hahah kod brązowy :D
OdpowiedzUsuńsuper i czekam na nexta :)