czwartek, 17 kwietnia 2014

Big Time Fall Down

James jak co rano robił zakupy. Kupił coś na śniadanie i na obiad. Wracając, zahaczył o jeszcze jeden sklep i kupił coś o czym marzył od dawna. Z uradowaną miną wrócił do mieszkania. Od progu zawołał do Jennifer:
- Kochanie, mam dla ciebie niespodziankę.
- Uuu, kocham niespodzianki. Co to takiego?
Jen, odłożyła Samanthę na kocyk z zabawkami i podeszła do Jamesa. Trzymał coś za plecami, a gdy Jen się zbliżyła odsunął się od niej, chcąc dłużej potrzymać ją w niepewności.
- Pokaż co tam masz! – błagała Jennifer

Zanim jedna James zdążył wyjąć niespodziankę zza pleców, wydobyło się zza niego szczeknięcie. Jennifer wybałuszyła oczy, a James wyciągnął do niej małego pieska.
- Skąd go masz?
- Kupiłem.
- Kupiłeś Huskyego?
- To nie Husky. To Alaskan Klee Kai.
- Hę?
- O matko, no dobra, mini Husky.
- Chcesz wychowywać małe dziecko i psa? Zwariowałeś?
- Myślałem, że się ucieszysz. – posmutniał James – Zawsze chciałem takiego.
- Och, no dobra, daj mi go, niech go obejrzę.
Jen wzięła pieska na ręce i dokładnie obejrzała. Piesek nawet nie pisnął, tylko przyglądał się jej z zaciekawieniem.
- Wygląda trochę jak czarno-biały lis. No dobra. Może zostać, ale masz go pilnować, żeby nie zbliżał się do Samanthy.
- No oczywiście. – James ucieszył się jak mały chłopiec
- Jak chcesz go nazwać? – zapytała Jen drapiąc psiaka za uchem.
Piesek wywiesił język i zaczął radośnie sapać. James  przeczesał ręką włosy i powiedział:
- Nie zastanawiałem się jeszcze nad tym.
- Ech, wymyślimy coś. Chodź lisie, damy ci coś do jedzenia. Masz ochotę na szyneczkę? James idź do Sam, a ja przygotuje śniadanie.
Jen poszła z pieskiem do kuchni, a on nie odstępował jej nawet na krok. Plątał się pod nogami i gryzł nogawki spodni, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Mały, pozwolisz mi zrobić kanapki? Też dostaniesz jedną, tylko musisz być grzeczny.
Piesek jakby rozumiejąc co do niego powiedziano, usiadł, wywiesił język i zaczął machać ogonem.
- Żeby James mnie tak słuchał. – zażartowała Jen i wróciła do robienia kanapek.
Po chwili zwróciła się do pieska:
- A może będziesz się nazywał Fox? Podoba ci się?
Piesek szczeknął, a Jen poklepała go po łebku.
- No to witaj w rodzince, Fox. – powiedziała.

W Palm Woods Camille była już po śniadaniu i pakowała rzeczy na basen, gdzie prowadzono ćwiczenia, dla ciężarnych. Logan znalazł ogłoszenie w Internecie i zapisał Camille.
- Logan, czy nie wystarczą te ćwiczenia co robię w domu? Jakoś nie mam ochoty na pływanie.
- To jest bardzo zdrowe dla dziecka.
- Jen, jakoś nie chodziła na basen.
- Bo Jen nie była matką mojego dziecka i nie miałem prawa jej mówić co ma robić. Zawiozę cię i popatrzę z kawiarni jak sobie radzisz.
- A czemu nie pójdziesz popływać ze mną?
- Mam uczulenie na chlor. Spakowana? To jedziemy.
Logan wziął torbę i poszedł do samochodu. Camille westchnęła i ruszyła za nim.
Kiedy dotarli na basen, zobaczyli grupkę młodych kobiet z dużymi brzuszkami. Camille, od razu się rozpromieniła i podeszła do nich. Wszystkie wybierały się na te same ćwiczenia co ona. Logan zadowolony z siebie, udał się do kawiarenki, z której był widok na cały basen. Po kilku minutach, mógł z uśmiechem na twarzy, obserwować zmagania ciężarnych kobiet z ćwiczeniami w wodzie. Niekiedy wyglądało to bardzo zabawnie. Camille również dobrze się bawiła, ale każda przyjemność kiedyś się kończy. Panie poszły pod prysznic, aby zmyć z siebie chlor. Wszystkie szybko uporały się z przebraniem i rozmawiając głośno, wyszły z szatni. Camille została, bo nie mogła poradzić sobie z dopięciem jeansów.
- Mogłam wziąć luźny dres, a nie jeansy. – mruknęła sama do siebie.
Wreszcie udało jej się ubrać i ruszyła w stronę szafki, gdzie miała swoje rzeczy. Nieszczęśliwie poślizgnęła się na kałuży i upadła na tyłek. W pobliżu byłą sprzątaczka i pobiegła jej na pomoc.
- Nic się pani nie stało? – zapytała zaniepokojona
- Wszystko w porządku. – uśmiechnęła się do niej Camille
Sprzątaczka pomogła jej wstać i jeszcze raz upewniając się, że wszystko jest dobrze, wróciła do wycierania podłogi. Camille zabrała swoje rzeczy i wyszła z budynku. Wsiadła do samochodu, gdzie czekał już na nią Logan.
- Jak się ćwiczyło? – zapytał
- Super. Nie sądziłam, że ćwiczenia w wodzie są takie fajne.
- No widzisz. – powiedział z zadowoleniem Logan
Wrócili do Palm Woods, aby zjeść przygotowany przez mamę Kendalla obiad. Po posiłku Camille poszła się położyć, aby odpocząć.  Szybko zasnęła, bo wykończyły ją zajęcia na basenie.  Chodziła po łące, pełnej kwiatów. Wokół latały motyle. Jeden z nich usiadł jej na ramieniu. Był tak piękny, że chciała go złapać, aby pokazać Loganowi. Motyl jednak odleciał. Camille ruszyła za nim. Biegła boso po miękkiej trawie, aż motyl wreszcie usiadł na kwiatku. Camille usiadła w pobliżu, aby go nie płoszyć. Patrzyła na niego i zachwycała się widokiem jego kolorowych skrzydeł. Poczuła coś mokrego na pośladkach. Trawa była mokra od rosy, wiec Camille wstała, choć i tak już miała mokre spodnie. Spojrzała na swój tyłek, aby sprawdzić jak bardzo mokre ma spodnie. Zamiast zwykłych ubrań, w które była ubrana, miała na sobie białą szpitalną piżamę, a na tyłku, wielką czerwoną plamę krwi. Łąka nagle zmieniła się w ściernisko, a słoneczne niebo pokryło się burzowymi chmurami. Wtedy Camille obudziła się. Była spocona i ciężko dyszała. Podniosła się i wzięła łyk wody ze szklanki stojącej na szafce nocnej. Wstała, aby wziąć prysznic, bo czuła się nieświeżo. Gdy wstała, zobaczyła na prześcieradle dużą plamę. Po nogach spływała jej krew. Zaczęła krzyczeć i płakać. Do sypialni wpadł Logan. Przerażenie odebrało mu mowę. Zabrał płaczącą Camille do szpitala. Ręce mu się trzęsły, ale cudem dojechali. Lekarze rzucili się na pomoc, a Logan został sam na szpitalnym korytarzu. Jedna z pielęgniarek dała mu coś na uspokojenie, ale niewiele pomogło. Po godzinie, która ciągnęła się w nieskończoność, lekarz przyszedł do Logana.
- Pan jest pewnie ojcem dziecka.
- Tak. Co się dzieje? Proszę mi wszystko powiedzieć.
- Opanowaliśmy krwawienie. Przypuszczamy, że spowodowane było jakimś wstrząsem organizmu, ale ze wstępnego badania USG wynika, że z dzieckiem wszystko w porządku.
- Mogę zobaczyć Camille.
- Na razie nie. Zrobimy konieczne badania i potem pan może ją odwiedzić. Proszę się nie przejmować, bo ciąża nie wygląda na zagrożoną. Oczywiście dla bezpieczeństwa, pana dziewczyna będzie musiała zostać w szpitalu do rozwiązania.
- Czyli wszystko jest w porządku?
- Nie ma się o co martwić. – lekarz uśmiechnął się krzepiąco i Loganowi ulżyło.

Opadł na krzesło i odetchnął. Tętno powoli wracało mu do normalnego tempa. 

___________________________________________________________________________
No i co powiecie o tym rozdziale? Liczę na dużo komentarzy. Dużo, mam na myśli więcej niż ostatnio. 
AM ;)

11 komentarzy :

  1. Camille, ty małpo! Ja tu stres, że ona poroniła, że. .. no KURWA NA SZCZĘŚCIE ♥♥♥♥ Loggie taki opiekuńczy tatuś hyhy ♡

    Czekam na następną część ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Fox w rodzinie... takie sweet :) Przeraża mnie ten sen Camille. Niby taki radosny, a potem trochę ciarki mnie przeszły. Potem jak si okazało, że sen się trochę spełnił wystraszyłam się, że już po dziecku. Moje tętno też już opanowane :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, jaki ten James troskliwy... Zaraz się chyba rozpłynę. I załatwił pieska... Coś mi się wydaje, że dołączenie Foxa do obsady było tylko kwestią czasu. Strach pomyśleć, co będzie czuł James, kiedy ten piesek zdechnie. Notka świetna! Czekam na nn! JAJECZNYCH ŚWIĄT!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Camille miała podobną sytuacje co moja ciocia kilka dni temu. Ahh. Fox. Chyba to jakoś 2 raz kiedy sie tu pojawia. Super. Czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest świetny! ;)
    Biedna Camille... :/
    Jak fajnie, że Fox włączył się do rodzinki ^^
    Czekam na nn! ;*
    Wesołych Świąt! ;*
    Pozdrawiam. Marcela ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale fajny rozdział .. Foxiu <3
    dobrze, ze nic się nie stało tej Camille i dziecku...uff :)
    czekam na nexta :D
    Życzę wszystkim czytelnikom i całej obsadzie bloga Wesołych i mokrych świąt :p <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudny. O ja... Dobrze, ze nic jej nie jest. Czekam xo

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejjj... i jest Fox ;) Super!
    Wyobrażam sobie zmartwionego Logana, achhh... nadopiekuńczy tatuś ;)
    Czekam niecierpliwie na nn :*******
    Pozdrawiam Stelss :**********

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajniutki rozdział :))))
    Dobrze, że Camille nic nie jest.
    Logan przejąłby się i to strasznie.
    No i Fox. Jest nasz, kochany psiutek ;)
    Do następnej ^^
    Pati ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Aaaa boski! *.*

    OdpowiedzUsuń
  11. Super blog! Kiedy nn?

    OdpowiedzUsuń