Wrzask,
wrzask i jeszcze raz wrzask. Od kilku dni tylko to towarzyszyło nocą Jennifer i
Jamesowi.
- Tatusiek,
wstawaj do córki. – szturchała Jamesa, Jennifer
- Która
godzina? – pytał na wpół przytomny James
- Dochodzi 2
w nocy.
- O Boże.
James zwlekł
się z łóżka i wziął małą na ręce. I tak do samego rana. Kiedy zjawił się na
próbie, praktycznie zasypiał na stojąco.
- Mała daje
w kość? – zapytała z uśmiechem Evelyne
- Siadaj, za
raz zrobię coś z tymi podkrążonymi oczami.
Evelyne
wyjęła swoje magiczne pudełka z kosmetykami i za chwilę twarz Jamesa była jak
po zdrowym ośmiogodzinnym śnie. Po kilku ćwiczeniach rozgrzewkowych James się
rozruszał i można było zająć się śpiewaniem.
W tym czasie
Jennifer nieuczesana i w szlafroku, biegała tam i z powrotem po mieszkaniu. Po
przebraniu Sam, karmienie. Po karmieniu, przewijanie. Po przewijaniu, płacz.
Nareszcie mała Samantha raczyła zasnąć, dając mamie chwilę odpoczynku. Ledwo
Jennifer zdążyła się doprowadzić do porządku, usłyszała pukanie do drzwi. To
był pan Bitters. Zdziwiona Jennifer wpuściła go do środka, po uprzednim
poinformowaniu, że dziecko śpi. Bitters trzymał w dłoni jakieś papiery. Minę
miał niezbyt wesołą. Usiadł przy stole i zaczął:
- Mam dla
was złą wiadomość. Odkąd pojawiło się tu to dziecko…
- Samantha.
– przerwała mu Jennifer
- Tak,
Samantha. Odkąd się tu pojawiła, mam same skargi od pozostałych gości. To
dziecko…
- Samantha.
– po raz kolejny poprawiła go Jennifer
- No tak,
Samantha zakłóca spokój w nocy.
- Robimy z
Jamesem co tylko możemy.
- Wiem, ale
to za mało. Ja nie chcę Was stąd wyrzucać, ale jestem zmuszony. Dostałem to
pismo i według niego musicie wyprowadzić się do tygodnia. – Bitters wręczył
Jenn rzeczone pismo i spuścił głowę.
- Jak do tygodnia?
Mamy w tydzień znaleźć nowe mieszkanie i się tam przenieść?
- Niestety.
Ja na to nic nie poradzę. Przepraszam i życzę palmowego dnia. – ukłonił się
nisko i wyszedł, zostawiając Jennifer z dokumentem w ręce.
Z momentem
wyjścia pana Bittersa, Samantha obudziła się i zaczęła płakać.
- Długo to
nie dałaś mi odpocząć. – powiedziała na głos Jennifer i podeszła do łóżeczka –
Pójdziemy na spacerek słonko? Chcesz iść do parku z mamusią?
Samy jakby
rozumiejąc co się do niej mówi, pomachała rączkami jakby robiła „pa pa”.
- No tak,
pójdziemy „pa pa”. Ale musimy się ubrać. Hopsa.
Jenn
podniosła małą i ubrała ją do wyjścia. Gdy wjechała z wózkiem do holu, oczy
większości przebywających tam gości zwróciły się w jej stronę i dało się
słyszeć złowrogie szepty. „Czyli Bitters nie wyssał sobie tego z palca.
Faktycznie nas tu nie chcą.” – pomyślała Jenn. Jak najszybciej opuściła Palm
Woods i udała się do parku. Dopiero tam zwolniła kroku i odsapnęła.
- Ech,
widzisz kochanie, same problemy. Ty jak masz jakiś problem to płaczesz i
wszyscy lecą Ci pomóc. Zazdroszczę.
Jennifer
odwróciła wzrok od Samanthy, na dźwięk gitary. Ktoś brzdąkał cicho ładną
melodię. Spojrzawszy w kierunku, z którego dochodził dźwięk, Jenn zobaczyła
Lucy siedzącą pod drzewem. Miała zeszyt w pięciolinię i zapisywała w nim nuty
tworzonej melodii. Jennifer zjechała wózkiem ze ścieżki i podjechała do Lucy.
Lucy zauważyła ją kątem oka i zatrzymała się w połowie drogi do szarpnięcia
struną. Wózek był już tak blisko niej, że nie mogła dłużej udawać, że niczego
nie widzi. Odwróciła twarz w stronę Jenn, a ta powiedziała:
- Cześć,
mogę się przysiąść? Mała bardzo lubi muzykę i może zaśnie jak jej coś zagrasz
na świeżym powietrzu.
Lucy z
wrażenia brzdąknęła struną, ale szybko odpowiedziała:
- Jasne.
Przesunęła
się trochę, robiąc Jenn miejsce na trawie i zaczęła grać. Jenn oparła głowę o
korę drzewa i zamknęła oczy. Nogą kołysała wózek z Samanthą. Okazało się, że
pomysł Jenn był strzałem w dziesiątkę, bo dziewczynka szybko zasnęła. Nagle
Lucy przestała grać i powiedziała:
- Jennifer,
chciałam Cię przeprosić za…
- Nie ma
sprawy. – przerwała jej Jenn
- Ale mimo
to chcę Cię przeprosić. Źle się czuję z tym wszystkim, z tym jak się zachowałam
i co zrobiłam.
- Spoko.
- Poważnie?
– Lucy zdziwiła się tym beztroskim podejściem do sprawy wynikającym z
spokojnego tonu Jenn
- Tak. –
odpowiedziała krótko Jenn, nie otwierając nawet oczu.
Lucy
patrzyła na nią z niedowierzaniem i ponownie zapytała:
- Ale Ty tak
na serio?
Dopiero
wtedy Jenn otworzyła oczy, popatrzyła na Lucy i odpowiedziała:
- A jaki
mogę mieć interes w nienawidzeniu Ciebie? Samantha jest zdrowa, nic jej nie
jest, więc chyba możemy zapomnieć o sprawie. A poza tym, byłaś wtedy
przekonana, że kłamię. W dodatku moje słowa mogły Cię wyprowadzić z równowagi.
- Jesteś
chora, czy zrobili Ci w szpitalu pranie mózgu?
- To chyba
ta nieprzespana noc daje mi się we znaki. Nie wiem co plotę. – uśmiechnęła się
Jenn
Obie
zaśmiały się, a potem Lucy kontynuowała:
- Teraz
widzę, dlaczego James wybrał Ciebie. Jesteście idealną parą.
- Żadna para
nie jest idealna i przestań do cholery już o tym gadać.
- Szybko
wracasz do formy. – zaśmiała się Lucy
- Ha ha, no
ileż można być miłym?
- Racja, ja
mam tiki nerwowe jak za długo jestem miła.
- Ha ha,
poważnie? Jakie na przykład? – zapytała Jenn
- Na
przykład drga mi powieka, albo lewy kącik ust.
Pogaduchy
przerwał im James wracający do Palm Woods przez park. W oczy rzucił mu się
czerwony wózek, który dostali od Kendalla i Jo, więc skierował się w jego
stronę. Nie spodziewał się jednak, że zastanie tam Jennifer gawędzącą sobie z
Lucy. Stanął nad nimi i zapytał:
- Dobrze się
czujecie?
- Tak, a co?
– odpowiedziała Jenn
- Yyy, no
nic. Dziwię się tylko, że jeszcze żyjecie będąc tak blisko siebie.
- Teraz to
mam większy problem niż naparzanie się z Lucy. Znaczy nie ja mam problem tylko
MY MAMY .
- O co
chodzi? – zapytał zaniepokojony James
- Bitters
wręczył mi nakaz eksmisji.
- Co
takiego?! – krzyknął James
- Cicho,
obudzisz Sam. – skarciła go Jenn
-
Przepraszam. – James zniżył ton prawie do szeptu – Czemu mamy się wynieść?
- Goście
narzekają na zakłócanie ciszy nocnej.
- To jakieś
żarty?
- Żartem to
jest to, że mamy się wynieść do tygodnia.
- Do
tygodnia? Szaleństwo. Gdzie my znajdziemy mieszkanie w tydzień?
- To samo mu
powiedziałam.
- Wybaczcie,
że się wtrącę, ale chyba mogę Wam pomóc. – odezwała się Lucy
- Jak? –
jednocześnie zapytali James i Jenn
- Wow, to
było fajne. Zawsze jesteście tacy zgodni?
- Zdarza
się. Ale mów jak możesz nam pomóc? – ponaglała ją Jenn
- Syn mojego
producenta kupił sobie dom i ma do sprzedania mieszkanie, w którym mieszkał do
tej pory. Byłam tam kilka razy i mieszkanie jest super. Duże, nowoczesne i w
ekstra dzielnicy. A co najważniejsze w dość rozsądnej cenie.
- I tak nie
wiem czy będzie nas stać. Płyta wychodzi dopiero za miesiąc, a ja na obecną
chwilę nie mam źródła dochodu. – powiedziała Jenn
- Myślę, że
damy radę. Wezmę od wytwórni jakąś pożyczkę no i… wybacz muszę to powiedzieć…
sprzedamy twoje samochody. – zaproponował James
- O NIE! CO
TO TO NIE! – oburzyła się Jenn
- Cicho,
dziecko obudzisz. – uciszał ją James
- Nie
sprzedasz moich samochodów! – krzyczała teraz szeptem Jenn
- No, ale
powiedz, po co Ci dwa samochody? Na razie wystarczy nam mój.
- Nie
sprzedam!
- To
będziemy naszą córkę wychowywać pod mostem.
Jenn
popatrzyła na niego ze strachem, a w oczach pojawiły jej się łzy. James podszedł do niej, przytulił ją i
powiedział:
- Jak
wyjdziemy na prostą to kupisz sobie tyle samochodów ile będziesz chciała.
- Nie
sprzedawaaaaj Eleonor. – zaczęła płakać Jamesowi w ramię
Lucy
patrzyła na oboje z szeroko otwartymi oczami. James szybko jej wytłumaczył:
- Eleonor to
jej Ferrari.
- Czerwona
430. – dalej płakała mu w ramię
- Dzięki
Lucy, że nam o tym powiedziałaś. Dasz mi jakieś namiary na tego kolesia? –
poprosił James
- Jasne,
wyślę Ci mailem link z jego ogłoszeniem.
- Jeszcze
raz dzięki. Teraz Cię przeproszę, bo muszę się zająć tym beczącym bachorem.
- Sam jesteś
bachor. – wydyszała mu to w ramię Jennifer
- A czy to
ja beczę o samochód?
- Tak.
- Tak?! O
Jezu, gorzej niż dziecko. Trzymaj się Lucy i jeszcze raz dzięki. – pożegnał się
James, odwracając wózek i jednocześnie obejmując ramieniem rozrzewnioną Jenn.
Po powrocie
do mieszkania, James od razu zrobił zdjęcia samochodów Jenn i wrzucił do Internetu
ofertę. Podczas wszystkich tych czynności, Jenn łypała na niego spode łba
karmiąc Sam.
- Nie patrz
tak na mnie, bo zaczynam mieć wyrzuty sumienia. – powiedział James
- I bardzo
dobrze.
James usiadł
koło Jenn, ale ona wstała i odsuwając małą od piersi, poszła do sypialni
zaczęła ją usypiać. Po kilkunastu minutach wróciła do salonu, ale zamiast
usiąść przed telewizorem , jak zwykła to robić, wzięła z wieszaka swoja
skórzaną kurtkę i ubrała buty.
- Gdzie się
wybierasz? – zapytał zdziwiony James
- Na ostatnią
przejażdżkę moimi skarbeńkami. Nie czekaj na mnie, bo pewnie wrócę późno w
nocy. Mała jest nakarmiona i powinna teraz spać. – odburknęła i wyszła.
James znał
jej zamiłowanie do samochodów. Powiedzieć, że miała fioła na ich punkcie, to duże
niedopowiedzenie. James westchnął, włączył telewizor i wkrótce zasnął na
kanapie.
-------------------------------------------------------------
Dziś rozdzialik, a w weekend one shot. Macie jakieś pomysły? Jestem otwarta na propozycje :)
Gorzej niż bachor? Dobre! James w końcówce = mój tata. Przychodzi wieczorem, włącza telewizor i pcia po dziesięciu minutach...
OdpowiedzUsuńRozdzialik świetny!
Boskie! Bachorki ^^ No kocham , czekam :*
OdpowiedzUsuńPropko na one shota? Nie widziałam tu jeszcze seksu grupowego xD Byłoby fajnie, np, James i Kendall, albo najlepiej James i Carlos *0000* Plizzzka <3 Napisz to dla mnie <3
OdpowiedzUsuńW ty tygodniu Halloween więc może coś z tym związane ?
OdpowiedzUsuńUu zgadzam się z Anonimem wyżej, daj coś na Halloween *o*
OdpowiedzUsuńBiedna Jennifer musi pożegnać się ze swoimi samochodami :( i wielka ulga, że Jen i Lucy się pogodziły.. ufff ;) miło ze strony Lucy, że pomogła mi w znalezieniu nowego mieszkanka ;)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :3
Pozdrawiam Stelss ;)
Jakiś one shot z Loganem? Akcja mialaby sie toczyć na basenie o.O
OdpowiedzUsuń