wtorek, 29 października 2013

Big Time Trouble

Wrzask, wrzask i jeszcze raz wrzask. Od kilku dni tylko to towarzyszyło nocą Jennifer i Jamesowi.
- Tatusiek, wstawaj do córki. – szturchała Jamesa, Jennifer
- Która godzina? – pytał na wpół przytomny James
- Dochodzi 2 w nocy.
- O Boże.
James zwlekł się z łóżka i wziął małą na ręce. I tak do samego rana. Kiedy zjawił się na próbie, praktycznie zasypiał na stojąco.
- Mała daje w kość? – zapytała z uśmiechem Evelyne

- Trochę. – wymusił uśmiech James
- Siadaj, za raz zrobię coś z tymi podkrążonymi oczami.
Evelyne wyjęła swoje magiczne pudełka z kosmetykami i za chwilę twarz Jamesa była jak po zdrowym ośmiogodzinnym śnie. Po kilku ćwiczeniach rozgrzewkowych James się rozruszał i można było zająć się śpiewaniem.
W tym czasie Jennifer nieuczesana i w szlafroku, biegała tam i z powrotem po mieszkaniu. Po przebraniu Sam, karmienie. Po karmieniu, przewijanie. Po przewijaniu, płacz. Nareszcie mała Samantha raczyła zasnąć, dając mamie chwilę odpoczynku. Ledwo Jennifer zdążyła się doprowadzić do porządku, usłyszała pukanie do drzwi. To był pan Bitters. Zdziwiona Jennifer wpuściła go do środka, po uprzednim poinformowaniu, że dziecko śpi. Bitters trzymał w dłoni jakieś papiery. Minę miał niezbyt wesołą. Usiadł przy stole i zaczął:
- Mam dla was złą wiadomość. Odkąd pojawiło się tu to dziecko…
- Samantha. – przerwała mu Jennifer
- Tak, Samantha. Odkąd się tu pojawiła, mam same skargi od pozostałych gości. To dziecko…
- Samantha. – po raz kolejny poprawiła go Jennifer
- No tak, Samantha zakłóca spokój w nocy.
- Robimy z Jamesem co tylko możemy.
- Wiem, ale to za mało. Ja nie chcę Was stąd wyrzucać, ale jestem zmuszony. Dostałem to pismo i według niego musicie wyprowadzić się do tygodnia. – Bitters wręczył Jenn rzeczone pismo i spuścił głowę.
- Jak do tygodnia? Mamy w tydzień znaleźć nowe mieszkanie i się tam przenieść?
- Niestety. Ja na to nic nie poradzę. Przepraszam i życzę palmowego dnia. – ukłonił się nisko i wyszedł, zostawiając Jennifer z dokumentem w ręce.
Z momentem wyjścia pana Bittersa, Samantha obudziła się i zaczęła płakać.
- Długo to nie dałaś mi odpocząć. – powiedziała na głos Jennifer i podeszła do łóżeczka – Pójdziemy na spacerek słonko? Chcesz iść do parku z mamusią?
Samy jakby rozumiejąc co się do niej mówi, pomachała rączkami jakby robiła „pa pa”.
- No tak, pójdziemy „pa pa”. Ale musimy się ubrać. Hopsa.
Jenn podniosła małą i ubrała ją do wyjścia. Gdy wjechała z wózkiem do holu, oczy większości przebywających tam gości zwróciły się w jej stronę i dało się słyszeć złowrogie szepty. „Czyli Bitters nie wyssał sobie tego z palca. Faktycznie nas tu nie chcą.” – pomyślała Jenn. Jak najszybciej opuściła Palm Woods i udała się do parku. Dopiero tam zwolniła kroku i odsapnęła.
- Ech, widzisz kochanie, same problemy. Ty jak masz jakiś problem to płaczesz i wszyscy lecą Ci pomóc. Zazdroszczę.
Jennifer odwróciła wzrok od Samanthy, na dźwięk gitary. Ktoś brzdąkał cicho ładną melodię. Spojrzawszy w kierunku, z którego dochodził dźwięk, Jenn zobaczyła Lucy siedzącą pod drzewem. Miała zeszyt w pięciolinię i zapisywała w nim nuty tworzonej melodii. Jennifer zjechała wózkiem ze ścieżki i podjechała do Lucy. Lucy zauważyła ją kątem oka i zatrzymała się w połowie drogi do szarpnięcia struną. Wózek był już tak blisko niej, że nie mogła dłużej udawać, że niczego nie widzi. Odwróciła twarz w stronę Jenn, a ta powiedziała:
- Cześć, mogę się przysiąść? Mała bardzo lubi muzykę i może zaśnie jak jej coś zagrasz na świeżym powietrzu.
Lucy z wrażenia brzdąknęła struną, ale szybko odpowiedziała:
- Jasne.
Przesunęła się trochę, robiąc Jenn miejsce na trawie i zaczęła grać. Jenn oparła głowę o korę drzewa i zamknęła oczy. Nogą kołysała wózek z Samanthą. Okazało się, że pomysł Jenn był strzałem w dziesiątkę, bo dziewczynka szybko zasnęła. Nagle Lucy przestała grać i powiedziała:
- Jennifer, chciałam Cię przeprosić za…
- Nie ma sprawy. – przerwała jej Jenn
- Ale mimo to chcę Cię przeprosić. Źle się czuję z tym wszystkim, z tym jak się zachowałam i co zrobiłam.
- Spoko.
- Poważnie? – Lucy zdziwiła się tym beztroskim podejściem do sprawy wynikającym z spokojnego tonu Jenn
- Tak. – odpowiedziała krótko Jenn, nie otwierając nawet oczu.
Lucy patrzyła na nią z niedowierzaniem i ponownie zapytała:
- Ale Ty tak na serio?
Dopiero wtedy Jenn otworzyła oczy, popatrzyła na Lucy i odpowiedziała:
- A jaki mogę mieć interes w nienawidzeniu Ciebie? Samantha jest zdrowa, nic jej nie jest, więc chyba możemy zapomnieć o sprawie. A poza tym, byłaś wtedy przekonana, że kłamię. W dodatku moje słowa mogły Cię wyprowadzić z równowagi.
- Jesteś chora, czy zrobili Ci w szpitalu pranie mózgu?
- To chyba ta nieprzespana noc daje mi się we znaki. Nie wiem co plotę. – uśmiechnęła się Jenn
Obie zaśmiały się, a potem Lucy kontynuowała:
- Teraz widzę, dlaczego James wybrał Ciebie. Jesteście idealną parą.
- Żadna para nie jest idealna i przestań do cholery już o tym gadać.
- Szybko wracasz do formy. – zaśmiała się Lucy
- Ha ha, no ileż można być miłym?
- Racja, ja mam tiki nerwowe jak za długo jestem miła.
- Ha ha, poważnie? Jakie na przykład? – zapytała Jenn
- Na przykład drga mi powieka, albo lewy kącik ust.
Pogaduchy przerwał im James wracający do Palm Woods przez park. W oczy rzucił mu się czerwony wózek, który dostali od Kendalla i Jo, więc skierował się w jego stronę. Nie spodziewał się jednak, że zastanie tam Jennifer gawędzącą sobie z Lucy. Stanął nad nimi i zapytał:
- Dobrze się czujecie?
- Tak, a co? – odpowiedziała Jenn
- Yyy, no nic. Dziwię się tylko, że jeszcze żyjecie będąc tak blisko siebie.
- Teraz to mam większy problem niż naparzanie się z Lucy. Znaczy nie ja mam problem tylko MY MAMY .
- O co chodzi? – zapytał zaniepokojony James
- Bitters wręczył mi nakaz eksmisji.
- Co takiego?! – krzyknął James
- Cicho, obudzisz Sam. – skarciła go Jenn
- Przepraszam. – James zniżył ton prawie do szeptu – Czemu mamy się wynieść?
- Goście narzekają na zakłócanie ciszy nocnej.
- To jakieś żarty?
- Żartem to jest to, że mamy się wynieść do tygodnia.
- Do tygodnia? Szaleństwo. Gdzie my znajdziemy mieszkanie w tydzień?
- To samo mu powiedziałam.
- Wybaczcie, że się wtrącę, ale chyba mogę Wam pomóc. – odezwała się Lucy
- Jak? – jednocześnie zapytali James i Jenn
- Wow, to było fajne. Zawsze jesteście tacy zgodni?
- Zdarza się. Ale mów jak możesz nam pomóc? – ponaglała ją Jenn
- Syn mojego producenta kupił sobie dom i ma do sprzedania mieszkanie, w którym mieszkał do tej pory. Byłam tam kilka razy i mieszkanie jest super. Duże, nowoczesne i w ekstra dzielnicy. A co najważniejsze w dość rozsądnej cenie.
- I tak nie wiem czy będzie nas stać. Płyta wychodzi dopiero za miesiąc, a ja na obecną chwilę nie mam źródła dochodu. – powiedziała Jenn
- Myślę, że damy radę. Wezmę od wytwórni jakąś pożyczkę no i… wybacz muszę to powiedzieć… sprzedamy twoje samochody. – zaproponował James
- O NIE! CO TO TO NIE! – oburzyła się Jenn
- Cicho, dziecko obudzisz. – uciszał ją James
- Nie sprzedasz moich samochodów! – krzyczała teraz szeptem Jenn
- No, ale powiedz, po co Ci dwa samochody? Na razie wystarczy nam mój.
- Nie sprzedam!
- To będziemy naszą córkę wychowywać pod mostem.
Jenn popatrzyła na niego ze strachem, a w oczach pojawiły jej się łzy.  James podszedł do niej, przytulił ją i powiedział:
- Jak wyjdziemy na prostą to kupisz sobie tyle samochodów ile będziesz chciała.
- Nie sprzedawaaaaj Eleonor. – zaczęła płakać Jamesowi w ramię
Lucy patrzyła na oboje z szeroko otwartymi oczami. James szybko jej wytłumaczył:
- Eleonor to jej Ferrari.
- Czerwona 430. – dalej płakała mu w ramię
- Dzięki Lucy, że nam o tym powiedziałaś. Dasz mi jakieś namiary na tego kolesia? – poprosił James
- Jasne, wyślę Ci mailem link z jego ogłoszeniem.
- Jeszcze raz dzięki. Teraz Cię przeproszę, bo muszę się zająć tym beczącym bachorem.
- Sam jesteś bachor. – wydyszała mu to w ramię Jennifer
- A czy to ja beczę o samochód?
- Tak.
- Tak?! O Jezu, gorzej niż dziecko. Trzymaj się Lucy i jeszcze raz dzięki. – pożegnał się James, odwracając wózek i jednocześnie obejmując ramieniem rozrzewnioną Jenn.
Po powrocie do mieszkania, James od razu zrobił zdjęcia samochodów Jenn i wrzucił do Internetu ofertę. Podczas wszystkich tych czynności, Jenn łypała na niego spode łba karmiąc Sam.
- Nie patrz tak na mnie, bo zaczynam mieć wyrzuty sumienia. – powiedział James
- I bardzo dobrze.
James usiadł koło Jenn, ale ona wstała i odsuwając małą od piersi, poszła do sypialni zaczęła ją usypiać. Po kilkunastu minutach wróciła do salonu, ale zamiast usiąść przed telewizorem , jak zwykła to robić, wzięła z wieszaka swoja skórzaną kurtkę i ubrała buty.
- Gdzie się wybierasz? – zapytał zdziwiony James
- Na ostatnią przejażdżkę moimi skarbeńkami. Nie czekaj na mnie, bo pewnie wrócę późno w nocy. Mała jest nakarmiona i powinna teraz spać. – odburknęła i wyszła.

James znał jej zamiłowanie do samochodów. Powiedzieć, że miała fioła na ich punkcie, to duże niedopowiedzenie. James westchnął, włączył telewizor i wkrótce zasnął na kanapie.  


-------------------------------------------------------------
Dziś rozdzialik, a w weekend one shot. Macie jakieś pomysły? Jestem otwarta na propozycje :)

7 komentarzy :

  1. Gorzej niż bachor? Dobre! James w końcówce = mój tata. Przychodzi wieczorem, włącza telewizor i pcia po dziesięciu minutach...
    Rozdzialik świetny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie! Bachorki ^^ No kocham , czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Propko na one shota? Nie widziałam tu jeszcze seksu grupowego xD Byłoby fajnie, np, James i Kendall, albo najlepiej James i Carlos *0000* Plizzzka <3 Napisz to dla mnie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. W ty tygodniu Halloween więc może coś z tym związane ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Uu zgadzam się z Anonimem wyżej, daj coś na Halloween *o*

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedna Jennifer musi pożegnać się ze swoimi samochodami :( i wielka ulga, że Jen i Lucy się pogodziły.. ufff ;) miło ze strony Lucy, że pomogła mi w znalezieniu nowego mieszkanka ;)
    świetny rozdział :3
    Pozdrawiam Stelss ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakiś one shot z Loganem? Akcja mialaby sie toczyć na basenie o.O

    OdpowiedzUsuń