O 22:00 wróciłam do domu. Byłam wykończona po całym dniu ciężkiej pracy. W
domu było ciemno jak w dupie, ale w salonie lekko migotało światło, co
oznaczało, że ktoś tam jest. Zapewne James jeszcze siedział przed
telewizorem.
Zapaliłam światło w korytarzu, zdjęłam buty i płaszcz, i
poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę. Była pełna, ale nie było tego na co
miałam ochotę, więc wyjęłam z niej tylko sok pomarańczowy. Nalałam sobie do
szklanki i podreptałam do Jamesa. Był już w bokserkach i koszulce, i oglądał
program przyrodniczy o koalach. Wzięłam łyk soku i powiedziałam:
- Ale one mają dobrze.
James, aż podskoczył. Odwrócił się w moją stronę.
- Cześć kochanie.
- Hej skarbie, a ty nie śpisz? - przysiadłam się do niego.
- Wolałem na ciebie poczekać. Nie chciało mi się spać.
- Myślałam, że już będziesz sobie chrapał - zaśmiałam się.
Odwzajemnił uśmiech i wrócił do oglądania.
- A niby dlaczego one mają tak dobrze? – powiedział po krótkiej chwili
ciszy.
- Śpią sobie cały dzień, jedzą ile chcą i wiszą sobie tylko na tych
drzewach, a my ciągle praca, praca i jeszcze raz praca.
James przytaknął.